BERNARD MALAMUD - Pomocnik [recenzja #82]
Książka pełna irytujących bohaterów.
***
OCENA:
Boję się książek o Żydach i
niechętnie je czytam. Dominują w nich dwa motywy: albo apoteoza wiecznego
cierpienia narodu wybranego, albo stereotypowe naigrywanie się z ich skąpstwa,
pazerności i przekonania o własnej wyższości.
Amerykański pisarz Bernard
Malamud (1914 - 1986) zręcznie balansuje gdzieś pomiędzy. Dostrzega ową
nieuchronną tragedię wiszącą nad losem Żydów, a jednocześnie zdaje sobie sprawę
z ich niedoskonałości. I choć sam był Żydem, niezgrabne poczynania swych
bohaterów zdaje się obserwować z lekkim uśmiechem na twarzy i prawdziwie
ojcowską wyrozumiałością.
Muszę przyznać, że chyba pierwszy
raz czytałem książkę pozbawioną pozytywnych bohaterów. Trudno tu polubić
kogokolwiek. Główni bohaterowie: Morris Bober, 60-letni więzień swego losu.
Człowiek, który nie potrafi podjąć trudnej decyzji, a gdy to w końcu robi, jest
już za późno. Naiwny, chorobliwie uczciwy, łatwowierny. Dalej, jego żona Ida.
Marudna, zrzędliwa i choć w gruncie rzeczy kocha Morrisa i zazwyczaj radzi mu
dobrze, trudno poczuć do niej nić sympatii. Ich córka, Helena. Piękna, jeszcze
dość młoda. Zawzięcie marząca o zdobyciu porządnego wykształcenia. Nie potrafi
radzić sobie z mężczyznami, nieprzewidywalna i foszasta.
Wreszcie, Frank Alpine, goj,
tytułowy pomocnik. Pojawia się znikąd i krok po kroku wkrada w łaski Morrisa,
zdobywając najpierw zaufanie kupca, a potem serce jego córki. Jedno i drugie
zresztą potem straci. Frank Alpine to bohater nieoczywisty. Budzi sprzeczne
uczucia: współczujemy mu, gdy z podziwu godną wytrwałością próbuje się zmienić i wyrwać od
życia porcję szczęścia dla siebie; mamy go dość, gdy partaczy kolejną okazję by
zrobić coś dobrego i polepszyć swój los.
Leżał w łóżku z kołdrą naciągniętą na głowę i próbował zdławić swoje myśli, lecz wymykały mu się i cuchnęły. Im usilniej je dławił, tym bardziej cuchnęły. Czuł w łóżku odór śmietnika, a nie mógł się z niego wydostać. Nie mógł, ponieważ sam nim był – tym smrodem w swym własnym złamanym nosie. Człowiek cuchnie swoimi postępkami.
Malamud nie ułatwia sobie
zadania. Większość bohaterów to Żydzi. Akcja dzieję się w obrębie jednego
sklepu i jednej ulicy. Brak bohaterów budzących jednoznacznie pozytywne
odczucia. Trudno wśród takich kryteriów napisać dobrą, interesującą książkę. A
jednak udało mu się…
Bernard Malamud piszący książkę. Wygenerowane przez sztuczną inteligencję Midjourney. (prompt: Milczenie Liter) |
Pomocnik nie znajdzie się zapewne na liście lektur szkolnych ani
wśród kanonów książek, które trzeba przeczytać przed śmiercią. Ma jednak swoje
zalety. W sposób niepozbawiony uroku opowiada o próbie zmiany swego losu,
zmianie charakteru, o winie i odwadze, by się do tej winy przyznać. Niełatwe
tematy.
Książka, mimo iż momentami chwyta za serducho (scena z odśnieżaniem chodnika i wszystko to, co dzieje się potem!), emanuje ciepłem. Dlaczego? Bo w każdym momencie opowieści – nieważne czy jest to jej środek, początek, czy koniec – któryś z bohaterów właśnie rzuca wyzwanie przeznaczeniu i próbuje zrobić coś dobrego. I chociaż wysiłki te są często skazane na porażkę, być może w takich oto próbach tkwi właśnie sekret człowieczeństwa?
Wydaje mi się, że w Stanach ta książka była na liście lektur.
OdpowiedzUsuńOstatni akapit Twojej recenzji szczególnie zachęcający. Może wreszcie się zmobilizuję, żeby przeczytać tę powieść.
O! Tego nie wiedziałem, ciekawe co jeszcze mają Jankesi na tej liście. Książka ma coś w sobie, ale jest dość statyczna. Dzięki temu czytelnik może się skupić na zachowaniach bohaterów i aspektach psychologicznych. Jeśli dobrze się czujesz w takich klimatach, to "Pomocnik" może Ci się spodobać :)
UsuńEch, miałem okres, że wręcz nałogowo sięgałem po czarną serię (Współczesna Proza Światowa), ale do tej książki nie dotarłem, a czytałem już o niej pochlebne recenzje (m. in. u Koczowniczki). Podobnie jak Ania, czuję się zmobilizowany, by poznać tę powieść.
OdpowiedzUsuńRównież jestem fanem "czarnej serii". Tyle jeszcze książek z tej serii czeka w kolejce, a ciągle inne się przed nie wpychają. Kusi mnie Saul Bellow, którego prozy kompletnie nie znam. A "Pomocnik" naprawdę da się lubić, ma niezmiernie przemyślaną konstrukcję - coś, co bardzo sobie cenię.
OdpowiedzUsuń