ITALO CALVINO - Niewidzialne miasta [recenzja #132]
Czyta się bardziej jak encyklopedię, niż książkę.
***
OCENA:
Długo szukałem słowa, które najlepiej opisuje tę książkę. W końcu znalazłem: to literatura wytrawna.
Wykwintny, cierpki smak wymusza powolną degustację i utrudnia – albo nawet uniemożliwia – miłość od pierwszego wejrzenia. Dopuszcza natomiast długotrwałą fascynację. Ja tego stanu nie osiągnąłem, ale coś czuję, że za jakiś czas wrócę do Niewidzialnych miast.
Bohaterami – o ile można tak napisać – są postacie historyczne: Marko Polo oraz władca Tatarów, wielki Kubłaj-Chan (Kubilaj-Chan). Słynny podróżnik po powrocie ze swych eskapad – każdej do innego miasta – wraca na dwór chana i opowiada o tym, co go spotkało.
Jest to oczywiście schematyczna lektura – krótka rozmowa Marka z Kubłajem, a następnie opis odwiedzonych miast, skupiający się zawsze na cechach charakterystycznych i dziwnościach, które spotkać można tylko w tym jednym, konkretnym mieście. Rozmowa – relacja, rozmowa – relacja itd. Ale Calvino nie byłby sobą, gdyby tego schematu nie wykoślawił i nie poprzestawiał kilku elementów tylko po to, by zaskoczyć czytelnika (i wpędzić go w tarapaty).
- Podróżujesz, aby odnaleźć swoją przyszłość?
A odpowiedź Marka:
- To, co istnieje gdzie indziej, jest odwróconym zwierciadłem. Podróżnik rozpoznaje tę cząstkę, która należy do niego, odkrywając ogrom tego, czego nie miał i mieć nie będzie.
Jeśli nadal nie jest jasne, po co w ogóle Marko Polo podróżuje (w książce rzecz jasna), jeszcze jeden cytat klarujący:
Moja wyprawy mają taki cel: badając dostrzegalne jeszcze ślady szczęścia, mierzę jego niedostatek. Jeśli chcesz wiedzieć, ile mroku cię otacza, musisz wytężyć wzrok w stronę nikłych świateł w oddali.
Calvino, przepraszam – Mistrz Calvino – daje popis swej erudycji, wyobraźni i nieokiełznanej kreatywności. Tym razem jednak, struktura książki różni się diametralnie od tego, do czego nas przyzwyczaił. Wymusza ona lekturę fragmentaryczną. Bo jeśli chcemy cokolwiek z Niewidzialnych miast wynieść, musimy je czytać kawałek po kawałeczku, drobnymi porcjami na jedno posiedzenie.
Pomysłowa okładka polskiego wydania z 2013 roku. (fot. Milczenie Liter) |
W przeciwnym razie, miasta zaczną się zlewać ze sobą, a potem zaleją i czytelnika, gubiąc gdzieś po drodze swoje sensy, interpretacje i przestrogi. Szkoda, aby się zmarnowały, dlatego chcę podkreślić raz jeszcze, że nie jest to książka do szybkiego czytania.
Marko wjeżdża do miasta; widzi, jak ktoś na placu przeżywa życie lub chwilę, które mogły należeć do niego; to on mógłby być na miejscu tamtego, gdyby dawno temu zatrzymał się w czasie, gdyby długo wcześniej na rozdrożu obrał przeciwny kierunek i po dalekiej drodze znalazł się wreszcie na miejscu tego człowieka, na tym placu. W tej chwili jest już wykluczony z tej swojej prawdziwej czy hipotetycznej przeszłości; nie może przystanąć, musi posuwać się dalej aż do innego miasta, gdzie czeka na niego inna przeszłość lub coś, co było może jego potencjalną przyszłością, a teraz jest teraźniejszością kogoś innego. Nieurzeczywistnione przyszłości są tylko odgałęzieniami przeszłości: uschłymi odgałęzieniami.
Cytatami z tej książki można się wysmarować jak maścią:
Ja mówię i mówię – powiada Marko – ale mój słuchacz zatrzymuje tylko te słowa, których oczekuje. (…) Opowiadaniem rządzą nie usta, lecz ucho.
Chociaż z punktu widzenia czytelnika, sposób prowadzenia narracji nie zmienia się ani trochę, rozmowy Marka z Kubłajem mają kilka etapów. Słynny podróżnik nie znał języka Wielkiego Chana, dlatego najpierw relacjonował swe wyprawy głównie za pomocą gestów. Gdy wystarczająco poznał język, przeszedł na słowa. Następnie, zawiedziony ich dosłownością i konkretnością, powrócił do gestów; wreszcie: w ostatnim etapie, konwersował z Kubłajem za pomocą szachowych metafor.
Każda rozgrywka prowadzi do wygranej lub przegranej: ale czego? Co jest prawdziwą stawką? Przy macie, pod stopą króla, zmiecionego dłonią zwycięzcy, pozostaje czarny lub biały kwadrat. Odcieleśniając swoje podboje, aby sprowadzić je do samej istoty, Kubłaj doszedł do krańcowej operacji: ostateczny podbój, dla którego wielokształtne skarby imperium były tylko złudną powłoką, sprowadzał się do kawałka oheblowanego drewna, do nicości.
Konstrukcja niektórych miast to prawdziwy popis wizjonerskiej fantazji Calvina: miasto Zobeida z ulicami wijącymi się na kształt kłębka, ponieważ jego twórcom przyśniło się, że gonią nagą kobietę przez nieznane miasto, ale w końcu każdy stracił ją z oczu.
Niewidzialne miasta według Anny Klozy Rozwadowskiej, tusz na papierze, praca z roku 2016. (źródło: www.annaklozarozwadowska.com) |
W układzie ulic każdy odtworzył trasę własnego pościgu; a w miejscu, gdzie zgubił ślad uciekinierki, wyznaczał rozmieszczenie przestrzeni i murów odmiennie niż we śnie, tak aby nie mogła mu się wymknąć.
Po zbudowaniu, osiedlają się wszyscy w mieście, licząc, że scena ze snu się kiedyś powtórzy.
Albo Eutropia – niej jedno, a wiele podobnych do siebie miast położonych obok siebie. Gdy tylko mieszkańcy poczują znużenie obecnym życiem, przenoszą się do kolejnego miasta, zmieniając jednocześnie swój zawód, żonę, dom. W ten sposób walczą z rutyną. Chociaż czy aby na pewno? Odgrywają przecież wciąż te same sceny, tyle że z innymi aktorami…
Do myślenia daje miasto Chloe. Jego mieszkańcy nie znają się. Mijając się na ulicy, wyobrażają sobie, jak mogłoby wyglądać ich spotkanie, rozmowa, dalsze losy – nigdy jednak nie nawiązują celowego kontaktu. Gdybają, lecz do czynu przejść się boją. Bardzo mi to przypomina bohaterów książki Centuria innego włoskiego pisarza – Giorgio Manganellego, którzy również specjalizują się w rozmyślaniu i czekaniu.
Fragment spisu treści. Nie znajdziemy w nim nazw miast - to kolejny z elementów gry Calvina. (fot. Milczenie Liter) |
Jest też Bersabea – miasto, w którym wierzy się, że istnieje pod ziemią inna Bersabea – siedziba zła i rzeczy niegodnych, a na nieboskłonie jeszcze inna Bersabea, w której grupują się cnoty i szlachetności (brzmi znajomo, prawda?).
To chyba jedyny moment lektury, gdy Calvino skalał swój wykwintny język uliczną, fekalną rubasznością. Choć nawet i ona podana jest w filozoficznej skorupce:
To jest niebiańskie miasto, a po jego niebie przebiegają komety o długich warkoczach, wyrzucone w przestrzeń w jednym swobodnym i szczęśliwym akcie, do jakiego są zdolni mieszkańcy Bersabei, miasta, które tylko kiedy sra, nie jest skąpe wyrachowane interesowne.
No, poezja.
Przykłady kolejnych miast mógłbym przytaczać jeszcze długo, ale myślę, że już wiecie o co chodzi.
Z podróży Marka przebija cała gama ludzkich pragnień: tęsknota za minioną młodością i pięknymi kobietami, refleksja nad mijającym życiem i niepewność przed tym, co przyniesie dzień następny.
Wjechałem do Hypacji rankiem, magnoliowy ogród odbijał się w lazurowych lagunach, szedłem wśród żywopłotów, przekonany, że odkryje młode i powabne damy w kąpieli: ale w głębi wody raki wgryzały się w oczy samobójczyń z kamieniem uwiązanym u szyi i włosami zielonymi od wodorostów.
W strukturze tej powiastki zawiera się pewien intrygujący kontrast. Otóż opowieści Marka i wizje kolejnych miast są bardzo konkretne i rzeczowe. Natomiast całość „fabuły” osadzona jest na niezwykle grząskim gruncie. Nie wiemy, czy władca Tatarów wierzy w to, co mu opowiada Marko Polo. Ba, nie wiemy nawet, czy wszystkie te podróże odbywają się naprawdę, czy tylko we wspomnieniach podróżnika.
***
Mimo wielu zalet, kunsztownej strukturze i pięknym języku Niewidzialnych miast, nie jest to najlepsza książka włoskiego pisarza. Posiada jednak na tyle dużo zalet, by oddać się lekturze z przyjemnością, momentami wielką. Jest przy tym wszystkim kopalnią cytatów.
Oto schemat, według którerego Calvino zbudował "Niewidzialne miasta". Robi wrażenie. (źródło: domena publiczna, Wikipedia) |
Nie przesadzam ani trochę mówiąc o kunsztownej strukturze: miasta są nazwane żeńskimi imionami, a Calvino porozdzielał je pomiędzy jedenaście różnych kategorii. Każdą relację można zlokalizować dzięki trzem parametrom. Są to: numer rozdziału (cyfra rzymska), seria oraz kolejność w jej obrębie (cyfra arabska). Fani kombinatoryki i eksperymentów powinni być zadowoleni. OuLiPo w pełnej krasie.
Mało tego, książkę można otworzyć na losowej stronie i przeczytać opis jednego miasta. Takie dawkowanie wystarczy na lata. Zresztą, schematy i wzory użyte w tej książce i cały zamysł twórcy nadają się na osobne wypracowanie.
Mnie książka Calvina trzymała na dystans, chociaż jej chłodny, borgesowski urok przyciągał jak magnes.
.
Od jakiej książki doradzałbyś rozpoczęcie znajomości z twórczością tego nietuzinkowego pisarza? "Jeśli zimową nocą..."?
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję za przybliżenie utworu, o którym wcześniej nie słyszałam.
Nie zaczynałbym aż tak ofensywnie :) Myślę, że na początek najlepszy będzie "Marcovaldo" lub "Baron drzewołaz". Serdeczne pozdrowienia!
OdpowiedzUsuńNie posłuchałam Cię i przeczytałam "Rycerza nieistniejącego". Dziwny, zaskakujący, trochę absurdalny, ale świetny.
OdpowiedzUsuń"Marcovaldo" dopisuję na listę.
Pozdrawiam. :)
Najważniejsze, że się podobało. Zresztą i tak obie książki należą do tego samego cyklu. Calvino uzależnia! - lojalnie ostrzegam :)
OdpowiedzUsuń