JOZEF KARIKA - Szczelina [recenzja #40]
Dawno nie czytałem tak dobrej powieści grozy.
***
OCENA:
Na
hasło „groza”, przeżarty literackim szkorbutem mózg wypluje prawdopodobnie
następujące skojarzenia: Edgar Allan Poe. Stephen King. Ameryka, wiadomo. Lovecraft.
Być może staroświeckie opowieści z dreszczykiem o twarzy Dickensa, gdzie przy
trzaskających w kominku płomieniach opowiadano sobie historie o duchach.
Niewykluczone, że wśród skojarzeń przemknie gdzieś i nasz mistrz, Stefan
Grabiński. Ale Jozef Karika? Słowacja? Przyznacie, że kierunek to nieoczywisty.
I
choć sam Karika ucieka od podziałów gatunkowych i klasyfikowania Szczeliny jako horroru, najbliżej jej
właśnie do świata grozy.
***
Pewnego
dnia do Kariki napisał jeden z czytelników. Chciał podzielić się swoja
historią, która na tyle zaintrygowała Słowaka, że zdecydował się ją
zbeletryzować i wydać. Pikanterii całej sytuacji dodaje fakt, iż ów czytelnik –
Igor – sam naciskał na opublikowanie tej historii. Ku przestrodze. Igor
opowiadał m.in. o stronach internetowych, które odwiedzał, szukając informacji.
Na jednej z nich opisane były historie tajemniczych zniknięć w Trybeczu,
artykuł (z 1999 roku) podpisany został pseudonimem Howadoor. Ta strona istnieje
naprawdę! http://howadoor.wz.cz/tribec.html
Poznajemy
więc historię Igora – absolwenta studiów wyższych i zapalonego blogera z Żyliny.
Liczą się dla niego tylko dwie rzeczy:
dziewczyna Mia oraz ilość odsłon swojego bloga. Jak więc przystało na świeżo
upieczonego magistra, nasz bohater zatrudnia się jako pracownik fizyczny. W ten
sposób trafia do zrujnowanego i opuszczonego domu, gdzie kiedyś mieścił się
zakład dla umysłowo chorych. Przypadkiem odkrywa, że w jednym z pomieszczeń
znajduje się czarny, solidny sejf. Zamknięty.
Tak rodzi się obsesja Igora. Najpierw myśli tylko o tym, żeby otworzyć sejf, potem by zbadać historię, która kryje się za stalowymi drzwiami, a w końcu – by samemu pojechać do Trybecza. A w zasadzie nie samemu – zabiera też Mię oraz dwóch nieznajomych, którzy odezwali się do niego na blogu. David – nauczyciel fizyki – zna Trybecz jak własną kieszeń. Reprezentuje typ sceptyka, nie wierzy w żadne tajemne moce. Andrej to jego przeciwieństwo. Typowy nerd, który w każdym napotkanym krzaku widzi wcielenie bogini Kali.
Trybecz, Słowacja. (źródło: spectator.sme.sk) |
Czym jest Trybecz? To pasmo górskie w Słowacji. Dominują w nim niewysokie, gęsto zalesione pagórki a najwyższy szczyt, Wielki Trybecz, mierzy raptem 829 metrów.
Problem
w tym, że znikają tam ludzie.
Istnieje wiele potwierdzonych przypadków,
opisanych w prasie. Ktoś wychodzi z domu, wraca z pracy, chce przejść z jednej
wioski do drugiej i… znika. Większość z nich bezpowrotnie. Jest jednak ktoś,
komu udało się wrócić. Kilkadziesiąt lat wcześniej, niejaki Walter Fischer,
pojawił się nagle po trzech miesiącach od zaginięcia. Brudny, wygłodniały, z
oparzeniami na całym ciele. Dostał pomieszania zmysłów, nikomu nie udało się
uzyskać jednoznacznej odpowiedzi na pytanie: co się z nim działo przez te trzy
miesiące? Został skierowany do ośrodka dla umysłowo chorych w Żylinie. A wracając do Trybecza: wśród okolicznych
lasów znajduje się wiele religijnych totemów, zapadlisk i opuszczonych chat, co
tylko potęguje aurę tajemniczości. Do tego ruiny zamków. Chętnie bym się tam
wybrał.
Nie
będę owijać w bawełnę: to jest straszna książka. Czytałem oczywiście po zmroku,
miałem ciarki wielokrotnie. Karika pobudza mózg i wyobraźnię czytelnika. Nie
podaje wszystkiego na tacy, bo i po co? Resztę roboty odwalamy za niego sami.
Ta metoda świetnie się sprawdza. Dlaczego Szczelina
jest taka straszna? Po pierwsze – bazuje na prawdziwych wydarzeniach/legendach.
Po drugie – autor jest na tyle inteligentny, by wiedzieć, że prawdziwy strach
wywołuje nieznane i nieokreślone, a nie brygada aksolotlów-morderców lub
broczące krwią tulipany. Last but not
least – słowacki pisarz dysponuje dobrym warsztatem literackim. Po
prostu.
Trybecz, Słowacja. (źródło: spectator.sme.sk) |
Chciałbym
w tym momencie podkreślić, jaki jest stosunek samego autora do legend o
Trybeczu. Zapytany o to, czy wierzy w te historie, zdecydowanie zaprzecza. W
innym wywiadzie z kolei mówi tak:
Gdy piszę książki, to się boję. Mam taką
metodę, że podczas pisania wywołuję w sobie strach. Jest to bardziej strach z
sytuacji. Nie boję się, że zaginę w Trybeczu.
I nawet gdy w przypadku Trybecza zaskoczyło
mnie to, ilu ludzi mi potem pisało o swoich różnych dziwnych przeżyciach, to
nadal myślę, że wszystko ma jakieś naturalne wyjaśnienie. Muszę przyznać, że
trochę uległem presji. Na początku byłem pewien, że to wszystko wokół Trybecza
to fake news. Teraz tak na 85 procent myślę, że to mistyfikacja.
W
każdym razie: Karika ani nie bije piany, ani też nie podsyca sztucznie aury
tajemniczości. Szacun. Podejrzewam zresztą, że ma już tego całego Trybecza
dość. Po wydaniu książki dostał podobno tyle maili od czytelników opisujących
to, co ich spotkało w Trybeczu, że mógłby śmiało napisać Szczelinę 2,3 i 4.
Frontowy widok na Jozefa Karikę. (źródło: www.czytaj.pl) |
Podsumowanie
będzie krótkie.
Nie
mam żadnych wątpliwości, że dzieło Jozefa Kariki stać się powinno nową pozycją
w kanonie lektur obowiązkowych świata grozy i niepokoju. Prawdziwa perełka.
Przy okazji polecam dwa ciekawe wywiady z Kariką.
Wywiad 1 – Czytaj.pl, Martyna Gancarczyk [kliknij tutaj]
Wywiad
2 – www.slowacystka.pl, Jana Alexova, tłumaczenie: Aleksandra (Grzybczak) Pyka
[kliknij tutaj]
Komentarze
Prześlij komentarz
Jeśli recenzja lub książka wzbudziła w Tobie jakiekolwiek emocje - nie wahaj się, SKOMENTUJ :)