JANUSZ MEISSNER - Moje złego początki [recenzja #57]

 


Zaskakująco solidna porcja rozrywki.

***


📕 WYDAWNICTWO: Wydawnictwo Literackie
🕒 ROK WYDANIA: 1984
📖 ILOŚĆ STRON: 326


    OCENA:  
              

       

Trzeba pewnej dawki samozaparcia, by przeczytać książkę o tak odpychającej okładce. Szpalta szarego koloru i zielone śmigło na środku aż się proszą o to, by zostać zignorowanym po wsze czasy i nie doczekać ani jednego wiernego czytelnika. Nie dałem się zwieść i nie żałuję.

Niespodzianka z gatunku moich ulubionych, kiedy to spodziewamy się złego, a dostajemy dobre. A Meissner dobry jest.

Do rąk dostajemy zbiór opowiadań, podzielony na dwie części: "... nie z tej ziemi" oraz "Z tej ziemi". Pierwsza z nich, bardziej interesująca, składa się z ośmiu opowiadań, napisanych w Bydgoszczy, Warszawie i Dęblinie w latach 1927 - 1930. Przyjrzyjmy się im bliżej.

"Hangar nr 7"
  Ocena: 8

Historia stojącego na uboczu hangaru zwanego "trupiarnią", służącego jako tymczasowy skład wraków i części lotniczych.

Zacina deszcz, brygada mechaników rżnie w karty. Nagle słyszą, jak wrota trupiarni otwierają się. Dreszcz przebiega im po plecach. Przypominają się słowa stróża nocnego Łubiaka, który twierdzi, że w hangarze straszy...

"Biały Reporter"
  Ocena: 8,5

Prawdziwa perełka. Renard, weteran lotniczy, prowadzi statystyki dotyczące wypadków lotniczych. Zauważa pewne interesujące prawidłowości… I zauważa coś jeszcze. Zazwyczaj w dniu katastrofy i śmierci pilota, w gazecie ukazuje się jego zdjęcie, zrobione na krótko przed śmiercią. Kto jest autorem zdjęcia? Czy może to być tajemniczy, owiany legendą, Biały Reporter, młody człowiek o bladej twarzy i jasnych włosach?

"Sznur pereł"
  Ocena: 6,5

Tajemnicza angielska dama w kapeluszu, która codziennie pojawia się na plaży i wykupuje prywatny lot samolotem. W jakim celu? Czego dowiaduje się bohater, śledząc ją któregoś dnia?

"Katastrofy w Montpeltier"
  Ocena: 7,5

Powtarzająca się co roku projekcja katastrofy lotniczej w świetnej scenerii małego amerykańskiego miasteczka u podnóża Gór Zielonych.

Reflektory nadal oświetlały pas lądowania, lecz nikogo z obsługi nie było widać. Okna budynku portowego nie były oświetlone. Spojrzał w górę, ku latarni obracającej się na szczycie, obok której stał domek starego Croftsa. I jego okna były ciemne. Mogło się zdawać, że wszyscy tutejsi mieszkańcy śpią. Więc kto do licha zapalił reflektory? - pomyślał.

"Dzwon z Lamartin"
  Ocena: 7,0

Tym razem autor serwuje historię wojenną, której akcja dzieje się na lądzie. Pierwsza linia frontu, okopy, bombardowania… i dzwon z Lamartin, który jakimś cudem uniknął zniszczenia. I on znalazł swoją rolę: żołnierze używali go do ostrzegania kamratów o zagrożeniu, np. nadciągającym ataku chemicznym. Tylko jak wytłumaczyć fakt, że dzwon odzywa się sam, bez żadnej ingerencji człowieka?

"Przesyłka z Chartumu"
  Ocena: 7,5

Pilot Afrykańskiego Towarzystwa Transportu Lotniczego podejmuje się nietypowego zlecenia. Owiana tajemnicą przesyłka, która jest trumna… tajemnicza śmierć kupca Selimeha… Czy te trzy wątki łączą się ze sobą? Walka z upałem i własnymi słabościami, afrykański klimat, dawka porządnych emocji… Tyleż udane, co przewidywalne opowiadanie.

"Licznik z czerwoną strzałką"
  Ocena: 7

Z wraku samolotu ocalał jedynie licznik, obrotomierz z czerwoną wskazówką. Wkrótce zostaje zamontowany w jednym ze sprawnych samolotów. Niby jest sprawny, niby pokazuje prawidłowe wartości, ale jednocześnie kryje się w nim jakaś niepokojąca moc…

"Mniszka z Monte Benito"
  Ocena: 7,5

Kolejna historia "bez samolotu". Włochy, remont klasztoru, legenda o mniszce i dziwny blok granitu znajdujący się w kościele, którego nie sposób przesunąć. Czy prawdziwe są pogłoski o biegnącym pod ziemią systemie tuneli?

***

Druga część książki to historie nasze, powszednie, ziemskie, pozbawione nadprzyrodzonych elementów. 15 opowiadań, z których najdłuższe ("Na Tajmyrze umiera człowiek") liczy 34 strony. W prawie każdym pojawiają się akcenty lotnicze. Tu poziom nie jest już tak równy, chociaż i tak jest lepiej niż się spodziewałem. 

Janusz Meissner traktuje lotnicze legendy i bohaterów, którzy w nie wierzą, z szacunkiem.  Czasem z dystansem, czasem z humorem, ale zawsze z pomysłem. Historie niesamowite przenosi z ziemi w powietrze, co okazało się świetnym zabiegiem. Wśród bezkresu nieba łatwiej zogniskować uwagę na wydarzeniach niesamowitych, a wszystko co nietypowe, gdy zostaje pozbawione ziemskiego punktu oparcia, przyobleka się w dodatkową aurę nieziemskości. Mamy więc do czynienia z pewną demonizacją maszyny jako symbolu technologicznego postępu - zabieg, który wykorzystywał też np. Grabiński w odniesieniu do kolei, lokomotyw i wagonów.

Janusz Meissner
(źródło: Wikipedia)

Część niesamowitą "Moich złego początków" oceniam na solidne 7,5, część "ziemską" na 6,5, całościowo wychodzi w pełni zasłużone 7.

Warto podkreślić równy poziom opowiadań (szczególnie w części niesamowitej), co w tego typu zbiorach zdarza się niezmiernie rzadko. Nie ma tutaj historii ewidentnie słabej, psującej odbiór całości. Meissner trzyma się sztywno tematyki lotniczej, którą zresztą sam znał od podszewki, dba jednak o to, by czytelnik się nie znudził. Rzuca swych bohaterów w różne części świata, na ląd i w powietrze, gdzie mierzą się z własnymi słabościami, strachem, legendami i sprawami spoza tego świata.  I często przegrywają. W przeciwieństwie do nich, Janusz Meissner ze swoich bojów z literaturą wychodzi zwycięsko. Intryguje, czasem straszy, czasem puszcza oko do czytelnika: 

Niejednokrotnie spotykam się z pytaniem, skąd czerpię tematy do opowiadań i "niesamowitych" noweli lotniczych. (...) Pensjonarki (wśród których mam wiele zwolenniczek, jak utrzymuje pewna miła kuzyneczka) pytają mniej więcej tak:

"Panie poruczniku, czy pan doprawdy przeżył te wszystkie okropności i w hangarze nr 7, i w Montpeltier, i z tym Białym Reporterem?"

"Kto to panu opowiedział?" - pyta sceptycznie usposobiona mężatka, o której względy na próżno zabiegam od paru tygodni. (...)

Zaskakująco solidna porcja rozrywki.





Komentarze

Copyright © MILCZENIE LITER