HANS LEBERT - Wilcza skóra [recenzja #109]
Odświeżające doświadczenie czytelnicze.
***
OCENA:
Jedna z lepszych rzeczy w kategorii „ukryte przed światem wioski i tajemnice ich mieszkańców”.
Miejsce akcji: wieś Schweigen w Austrii.
Czas akcji: po drugiej wojnie światowej.
Główni bohaterowie:
Unfreund – tzw. „Marynarz”,
mieszkał w chałupie na skraju lasu, zajmował się garncarstwem.
Malletta – fotograf, osiedlił się
w mieście kilka lat wcześniej, „obcy”. Lokalna społeczność go akceptuje, ale
mówienie o sympatii lub szacunku byłoby przesadą.
Franz Binder – właściciel rzeźni
i gospody „Pod winnym gronem”, wcielony bóg piwa.
Herta Binder – jego córka, pomaga w
prowadzeniu lokalu. Flirtuje z Ukrutnikiem. Posiadaczka jędrnych łydek.
Konstantin Ukrutnik – handlarz
bydła, atleta, flirciarz i chłop na schwał.
Alois Habergeier – myśliwy i
kandydat na posła do landtagu, posiadacz obfitej brody.
Vinzenz Rotschadel – leśniczy o
ceglastoczerwonej twarzy.
Panna Jakobi – nauczycielka.
Gimnastykuje się codziennie rano, wynajmuje pokój tuż za ścianą Maletty.
Ferdinand Zitter – fryzjer.
Układa m.in. włosy Herty Binder w sztywne loczki.
Strauss – gajowy.
Sierżant Habicht – komendant
posterunku policji, szczwany stary lis, którego trudno było zwieść.
Erna Eder – ładna blondynka
marząca o karierze gwiazdy filmowej. Niemiłosiernie poci się pod pachami.
Suppanowie – starsze małżeństwo
wynajmujące mieszkania m.in. Maletcie i panie Jakobi.
stary Kleinert (grabarz). Gdy tylko bije w dzwony, od razu wiadomo, że coś się będzie działo…
Hans Lebert. (źródło: www.deutsche-biographie.de) |
Eder żebra u Maletty o dobre
zdjęcia. Maletta szantażuje Binder. Ukrutnik jest tak bardzo wściekły, że mógłby zabić. Upokorzona przez sąsiada panna Jakobi zmienia się we wściekłość.
Rotschadel obserwuje z ukrycia miłosne igraszki pewnej pary i strasznie go
kusi, by wcisnąć cyngiel swej strzelby. Habicht perfidnie okłamuje, także
samego siebie. Habergeier drażni swą dobroduszną brodą, ma się ochotę mu ją
zedrzeć i zobaczyć, co jest pod spodem…To tylko drobny wycinek kotłowaniny, która nie wiedzieć jak i dlaczego, zaczyna wchłaniać kolejne osoby.
A że jest ich dość dużo - czasem trudno nadążyć. Niemieckie nazwiska bohaterów
mogą się mylić, a poza tym są brzydkie same w sobie. Powyższa
krótka ściągawka jest także dla mnie – chcę w ten sposób upamiętnić niektóre
postacie. Świetnie nakreślone, dodajmy. Niejednoznaczne, charakterne.
Dojrzewają na kartach książki, a ich reakcje na zetknięcie się z ciemnością są
przeróżne.
Nieprzypadkowo na czele
umieściłem Unfreunda i Malettę. To właśnie te dwie postacie zdominują fabułę
książki. Choć reprezentują dwie skrajnie różne postawy, choć się nawet dobrze
nie znają, to właśnie ich przeznaczenie - prowadzone autorską nicią Leberta - połączy ze sobą.
Fragment "Wilczej skóry" - losowy. (fot. Milczenie Liter) |
Schweigen żyje z dnia na dzień,
pulsuje tym samym przewidywalnym rytmem. Pewnego dnia w te powtarzalne schematy
wkrada się coś… Niepewność? Strach? Groza? Zło? Popełnione zostaje morderstwo,
a ciemna strona natury kilku mieszkańców wyłazi na wierzch. Zaczyna się karmić
obecną w powietrzu, choć niewidoczną, złością, zakopanymi przed laty
wydarzeniami, hodowaną skrycie nienawiścią.
Odnosi człowiek wrażenie, że Maletta sam się rozkleił, że był on owym nieszczelnym miejscem, ową wąską szparą w okręcie świata, przez którą owo „straszne”, owa czerń nieznanego morza (…) jęła się wlewać.
Świetny, naprawdę świetny, jest
Lebert w wyciąganiu na wierzch tego mroku, który czai się w najczarniejszych
głębiach duszy każdego z nas. Schweigen – zwykła wioska pogrążona w rutynie i
podobnych do siebie dniach – staje się areną morderstw, niewytłumaczalnych zjawisk
i grozy. Grozy, która sączy się niepostrzeżenie, krok po kroku i w zasadzie nie
wiadomo skąd.
Potrząsnął głową. Ogarnęło go nagle jakieś nieprzyjemne uczucie – mocniejsze niż jego rozgoryczenie, bardziej męczące niż jego złość – wstręt, lekkie świerzbienie, tak jakby miał włosy na podniebieniu czy pajęczynę na twarzy.
Tak, szanowni państwo i drodzy
czytelnicy. Wieś Schweigen zaczyna się psuć. Dzień po dniu, kawałek po kawałku,
zamienia się w padlinę, w ropiejącą zbieraninę ludzi, wchłanianych stopniowo
przez swą własną mroczną przeszłość.
Zupełnie jakby nagle przez jakąś
niewidzialną szczelinę przecisnął się demon. Fascynująca jest ta podróż przez
tonące powoli Schweigen i obserwowanie, jak ich mieszkańcy radzą sobie z nową
sytuacją. Z chmurą zła, która spowija ich z każdym dniem coraz bardziej. Ci
bardziej spostrzegawczy (w tym narrator) widzą, co się święci.
To nie jest powieść grozy,
chociaż atmosfera jest momentami przytłaczająca. Autor używa oryginalnych
elementów do zbudowania atmosfery: ruiny cegielni, pas żółtej trawy, która
nigdy się nie zieleni, czy stary, obumarły dąb przepołowiony niegdyś przez
piorun. Duże znaczenie ma też pogoda. Zjawiska na niebie podkreślają wydarzenia
w Schweigen.
Zapalił zapałkę. W świetle rozmigotanego płomyczka patrzyły na niego martwe oczy Hansa Hollera, rozwarte przez śmierć – dwa otwory prowadzące w nicość.
Opowieść ma formę relacji,
chronologicznego opisu wydarzeń. Narrator z gatunku tych wszechwiedzących, lecz
nie zdradza niczego wcześniej, niż powinien. W kilku miejscach sugeruje, że
jest jednym z mieszkańców wioski, choć nigdy nie zdradza jak się nazywa. Mam
pewną teorię…
A teraz – zanim się zacznie – plan sytuacyjny:
Dzwon obiedni zaczął bić, paru mieszkańców zaczęło jeść, odzież Maletty leży, dopalając się, na stosie, Maletta sam leży jak trup w łóżku (…).
Lebert nie stroni od
symbolicznych scen. Scena upodlenia Maletty, polowania na mordercę, czy wizyta
Unfreunda u kowala w sąsiedniej wsi mają swoje drugie dno.
Spośród wielu okładek "Wilczej skóry", ta podoba mi się najbardziej.
(źródło: www.abebooks.com)
Lebertowi udała się trudna sztuka
w pisaniu o wojnie. Bo to jest w gruncie rzeczy książka o wojnie. Nie wpadła na
szczęście w pułapkę taniego patosu i natrętnej martyrologii, której już chyba
wszyscy mają dosyć. I najważniejsze: tematyka wojenna nie dominuje. Wprost
przeciwnie: pozostaje gdzieś w tle, zazwyczaj niewypowiedziana. Czasem tylko
ukradkiem wychynie zza węgła. Dlatego nawet jeśli ktoś nie gustuje – podobnie
jak ja – w tego typu literaturze, do lektury Wilczej skóry może przystąpić bez obaw.
Wilcza skóra to odświeżająca lektura; odmienna, dostarczająca
niecodziennych wrażeń i emocji. Zapomniana, niedoceniana książka o ukrytej w
każdym z nas nikczemności, o tęsknocie za wolnością i złu, które przybiera
różne formy, tak jak i nasze reakcje na nie.
PS. Jako ciekawostkę dodam, że
autor ma dar do ciekawych przemyśleń i trafnych cytatów. Spójrzcie poniżej,
jakie to prawdziwe!
Prawie każdemu – a zwłaszcza inteligentowi – brak jakiejś śrubki w głowie, to znaczy w pewnej konstelacji jego mądrość potrafi się przemienić w najbardziej nieprawdopodobny idiotyzm.
Komentarze
Prześlij komentarz
Jeśli recenzja lub książka wzbudziła w Tobie jakiekolwiek emocje - nie wahaj się, SKOMENTUJ :)