WILLIAM HOPE HODGSON - Dom na granicy światów [recenzja #60]

 



Przedziwna, nierówna, intrygująca książeczka. 

***


📕 WYDAWNICTWO: Czytelnik
🕒 ROK WYDANIA: 1985
📖 ILOŚĆ STRON: 166

OCENA: 

    
   

Przedziwna, wielce nierówna i niewątpliwie intrygująca książeczka. Jej autorem jest William Hope Hodgson – brytyjski pisarz i poeta. Był synem duchownego anglikańskiego, a w swej twórczości chętnie sięgał po motywy grozy, fantastyki i science-fiction. Był też uznanym fotografem i kulturystą. Tak, kulturystą. Pisarze powieści grozy zazwyczaj kojarzą się z bladymi, słabowitymi wymoczkami, tutaj wprost przeciwnie: mamy mocarza. W 1902 roku otworzył w Blackburn Szkołę Kultury Fizycznej. Hodgson znał anatomię człowieka i budowę mięśni, dbał o swój rozwój fizyczny, by uniknąć prześladowań na służbie okrętowej. Gdy w 1902 roku słynny Harry Houdini odwiedził Blackburn, Hodgson osobiście przygotował dla niego kajdany. Houdini męczył się przez dwie godziny zanim udało mu się uwolnić. Wspominał później, że był to jeden z najgorszych i najtrudniejszych występów w jego życiu. Blizny po kajdanach Hodgsona były widoczne jeszcze po 20 latach.


Niestety, liczne moce i talenty nie uchroniły Hodgsona od przedwczesnej śmierci. Zabrała go I wojna światowa; zginął podczas IV bitwy o Ypres w kwietniu 1918 roku, w wieku zaledwie 40 lat.

Jak to często bywa, wątki z życia prywatnego przeniknęły do twórczości literackiej. Hodgson przez wiele lat służył na morzu (dorobił się nawet medalu za uratowanie swego towarzysza, który wpadł do wody pełnej rekinów), stąd też akcja wielu jego opowiadań toczy się na wodzie. Przez pewien czas wraz z rodziną mieszkał w niewielkiej irlandzkiej wiosce, co było źródłem kolejnej inspiracji: nieprzypadkowo akcja Domu na granicy światów (1908) dzieje się właśnie w zapomnianej przez świat wiosce, której nawet nie ma na mapach.

Tak więc: do położonej na niemalże bezludnym pustkowiu wioski Kraighten przybywa dwóch dżentelmenów, a zarazem przyjaciół: Tonnison i Berreggnog. Chcą odpocząć z dala od cywilizacji, nacieszyć się pięknem przyrody, łowić ryby i spacerować. Wzbudzają zainteresowanie miejscowych wieśniaków, którzy jednak nie znają angielskiego. Kręcą za to z niedowierzaniem głowami, a woźnica, który ich przywiózł, koniecznie chciał wrócić do domu przed zmrokiem…

Któregoś dnia przyjaciele zapuszczają się dalej niż zwykle i ku swemu zaskoczeniu odkrywają piękny zakątek: ogromny wodospad, jezioro położone u stóp głębokiej przepaści, a na skalnym wzniesieniu opuszczoną i zrujnowaną budowlę. Tonnison przeczuwa, że kryje ona w sobie tajemnicę i ma rację – wygrzebuje starą księgę, która okazuje się być pamiętnikiem ostatniego mieszkańca domu.

Okładka jednego z anglojęzycznych wydań "Domu na granicy światów".
Źródło: domena publiczna

W drodze powrotnej odczuwają dziwny niepokój. Zdaje im się, że są obserwowani, kilka razy słyszą w krzakach dziwne odgłosy… Po powrocie przystępują do lektury rękopisu, a jego zawartość stanowi główną część książki.

Posuwaliśmy się naprzód i żaden dźwięk nie przerwał martwej ciszy nie licząc oczywiście trzasku gałęzi, po których deptaliśmy w czasie marszu. A jednak przez cały czas prześladowało mnie straszne uczucie, że nie jesteśmy sami. (…) Kiedy biegliśmy w stronę namiotu, znów usłyszeliśmy daleki głos jakby czyjegoś zawodzenia. Próbowaliśmy wytłumaczyć sobie, że to wiatr, chociaż wieczór był bardzo spokojny i cichy.

Co się w nim znajduje – zdradzać nie będę, ale cała historia zaczyna się w chwili, gdy starszy, nienazwany z imienia mężczyzna wprowadza się do wspomnianej budowli wraz z nieodłącznym psem Pepperem i gosposią Marią, która była jednocześnie jego siostrą. Wkrótce uwagę mężczyzny przyciąga pobliski wąwóz z rzeką ukrytą pod grubym baldachimem drzew…

Nie zwlekając zerwałem się do ucieczki. Mniej więcej w połowie drogi do domu spotkałem siostrę, która wyszła mi naprzeciw. W ciemnościach nie mogłem dojrzeć jej twarzy, niemniej kiedy pytała, dlaczego strzelałem, wyczułem strach w jej głosie.

- Uciekaj! – krzyknąłem w odpowiedzi. – Uciekaj, jeśli ci życie miłe!

Nie zwlekając schwyciła spódnicę w obie ręce i pognała w stronę domu. Poszedłem za jej przykładem. W pewnej chwili obejrzałem się za siebie.

Początek jest wielce obiecujący. Dodam, że pisarstwo Hodgsona to kawał solidnego rzemiosła, także już po kilku stronach lektury można dać się porwać. Brytyjski pisarz świetnie wie, kiedy podkręcić napięcie, a kiedy uspokoić sytuację. Akcja rozwija się logicznie, interesująco, a momentami nawet porywająco. Pochłaniałem stronę za stroną, solidaryzując się z bohaterem. Odczuwałem spokój, gdy i on go odczuwał, bałem się razem z nim. I wszystko byłoby pięknie, dopóki nie dotarłem do mniej więcej setnej strony.

Hodgson, jego muskulatura i talent literacki. Na zdjęciu widać tylko tę pierwszą.
Źrodło: https://williamhopehodgson.wordpress.com

Od tego momentu Hodgson oszalał. Nagle zmienia sposób prowadzenia fabuły. Wprowadza wątki kosmiczne, inne wymiary, przyspieszenie czasu. Te zabiegi mają swoje uzasadnienie, naprawdę! Ale, na litość boską, kto ma ochotę czytać przez 40 stron o tym gdzie jest księżyc i jak szybko wschodzi słońce? Przez 40 stron?! Nie przesadzam. Poza perwersyjnymi astronomami, nie wiem kto mógłby odnaleźć przyjemność w tych rozwlekłych opisach. To była droga przez mękę. Ewidentnie zabrakło tu Hodgsonowi wyczucia albo życzliwej duszy, która szepnęłaby mu do ucha: stary, przesadziłeś. Żeby nie być gołosłownym, przez 40 stron będziecie czytać zdania podobne do tego:

Nagle zorientowałem się, że widzę skrawek wygasłego słońca, który świecił niczym wielki sierp księżyca. Jego tarcza rosła powoli w miarę przesuwania się w moją stronę, podczas gdy Gwiazda oddalała się w prawo. Czas płynął, ziemia miarowo okrążała kolosalną kulę martwego słońca.

Nie zmienia to faktu, że Hodgson był talentem czystej wody, a lektura jego książek świetnie stymuluje wyobraźnię. Potrafi bardzo plastycznie opisywać wydarzenia, pozostawia furtkę do interpretacji, wie jak operować nastrojem grozy. Mimo wspomnianej kosmicznej dłużyzny uważam Dom na granicy światów za bardzo ciekawe dziełko i z pewnością jeszcze do niego wrócę.

Komentarze

Copyright © MILCZENIE LITER