JUAN RULFO - Pedro Páramo [recenzja #95]

 


Proza zastygłych dusz.

***


📕 WYDAWNICTWO: Książka i wiedza
🕒 ROK WYDANIA: 1966
📖 ILOŚĆ STRON: 174

OCENA:    




Zacznę może od tego, czego w tej powieści nie ma.

Otóż, nie uświadczymy w niej: wartkiej akcji, rozwlekłych opisów przyrody, lania wody, długich dialogów, jasnych rozwiązań, przejrzystej narracji, tanich wątków miłosnych, przekleństw. I chronologii.

Jedna z najlepszych książek, jakie przeczytałem w tym roku.

Głównym bohaterem autor uczynił niejakiego Juana Preciado, któremu umierająca matka przekazuje swe ostatnie życzenie.

Pojechałem do Comala, bo powiedziano mi, że tam mieszka mój ojciec, niejaki Pedro Páramo. Powiedziała mi to moja matka. I przyrzekłem, że pojadę go odwiedzić po jej śmierci. Uścisnąłem ręce matki na znak, że dotrzymam obietnicy: za chwilę miała umrzeć i byłem gotów przyrzec jej wszystko.

Tak brzmi pierwszy akapit Pedro Páramo. Od razu poznajemy fabułę oraz powód, dla którego bohater wybiera się do Comali. Tak właśnie zwięzły i konkretny jest Rulfo na kartach całej powieści. Powiedziałbym nawet: lakoniczny.

Ilustracja węwnatrz książki.
(fot. Milczenie Liter)

Gdy Juan Preciado dociera do Comali, jego oczom ukazuje się zaskakujący widok. Puste ulice, po których hula wiatr. Piekące słońce, ani żywej duszy…

O tej godzinie szedłem główna ulicą. Patrzyłem na puste domy, zamknięte drzwi o progach zarosłych zielskiem. Jak mówił tamten, jak się nazywa to ziele? „La capitana, panie. Plaga, która czeka tylko, by zawładnąć wszystkimi domami. Zobaczy pan”.

U wylotu jednej z ulic ujrzałem kobietę otuloną w czarną chustę. Znikła natychmiast, jakby nie istniała.

Wkrótce jednak kawałek po kawałeczku odkrywa historię tego miejsca, a jednocześnie historię swego ojca – bezwzględnego kacyka, który rządził miasteczkiem krwawą ręką, kobiety traktował jak swoją własność, co drugiej płodził dziecko, a kiedy uznał to za stosowne, mordował bez mrugnięcia okiem. Zaczynają pojawiać się kolejne postacie dramatu.

Książka podzielona jest na króciutkie rozdzialiki. Wszystkie dialogi są równie zwięzłe i konkretne. Nie ma marnowania czasu na zbędne opisy, jakby autor chciał się skupić na rzeczach najważniejszych, ostatecznych. Dzięki temu lektura idzie szybko i gładko, ale radzę się nie spieszyć, bo łatwo wówczas przegapić ukryte znaczenia i smaczki. Narracja jest poszatkowana i fragmentaryczna. Każdy rozdzialik to scenka lub dialog z życia któregoś z mieszkańców Colomy.

Juan Rulfo wędrujący po opustoszałym meksykańskim miasteczku.
(źródło: Midjourney, prompt: Milczenie Liter)

Pedro Páramo ma specyficzną strukturę. Postacie pojawiają się i znikają, jak drzewa za oknami pędzącego pociągu. Przemawiają raz głosem przeszłości, a raz obecnym. Rulfo bez żadnej zapowiedzi zmienia perspektywę czasową, co może powodować zagubienie. Czasem nie byłem pewien, kto wypowiada daną kwestię dialogową. Poczytuję to za zaletę, jest to ewidentnie celowe działanie autora, które dokłada kolejną warstwę do aury tajemnicy, spowijającej grubym płaszczem miasteczko Comala, a jednocześnie zmusza czytelnika do uwagi i interakcji. To jak poszukiwanie puzzli, których wiecznie brakuje. Obraz całości jest uparcie wybrakowany, a gołe miejsca zieją pustką.

Rulfo zabiera czytelnika do miasteczka, w którym zatarła się granica między jawą i snem, życiem i śmiercią. Jest to podróż magiczna, mroczna, pełna zaskakujących wydarzeń. Wszystkie zręcznie opisane, ale jakby zastygłe w bryle bursztynu. Comala to jedyne w swoim rodzaju miejsce pełne pokutujących dusz, gdzie przeszłość przenika się z teraźniejszością.

Opustoszałe meksykańskie miasteczko bez spacerującego Juana Rulfo.
(źródło: Midjourney, prompt: Milczenie Liter)

Każde westchnienie to jakby cząsteczka życia, która się od człowieka odrywa. A więc mówisz, że nie żyje?

- Tak. Chyba pani już o tym wiedziała?

- A skąd bym miała wiedzieć? Już od wielu lat nie mogę wiedzieć o niczym.

- Więc jak to się stało, że mnie pani spotkała?

- …

Czy pani żyje, Damiano? Proszę mi odpowiedzieć, Damiano!

I nagle znalazłem się na tych pustych ulicach. Przez otwarte szeroko okna bujne chwasty zaglądały do wnętrza pustych domów. Ogołocone mury ukazywały popękane cegły.

- Damiano! – krzyknąłem. – Damiano Cisneros!!!

Akcja tej wyśmienitej powieści Juana Rulfo dzieje się dzisiaj i wczoraj, po tej stronie i po tamtej, dzieje się zawsze i wszędzie. Ów uniwersalizm w połączeniu z dość eksperymentalną, oszczędną strukturą i aurą niezwykłości, świadczy o klasie Pedro Páramo i jego ponadczasowej wartości.

Gdy zaczyna świtać, dzień rozwija się w równomiernych pauzach, prawie słychać zgrzyt obracających się zawiasów ziemi, przeżartych rdzą: wibracja tej starej ziemi, która przesuwa na drugą stronę swoją ciemność.

Komentarze

Copyright © MILCZENIE LITER