MAURICE RENARD - Ręce Orlaca [recenzja #113]

 


Całkiem zręczna powieść.

***


📕 WYDAWNICTWO: Towarzystwo Wydawnicze "Rój"
🕒 ROK WYDANIA: 1929
📖 ILOŚĆ STRON:  260


                    OCENA:                      

               
 
 

Programowo idealna książka dla bloga Milczenie Liter. Zmurszała, stara i zapomniana. Śmierdzi trochę pleśnią. Do tego klasyk, trzykrotnie sfilmowany. To wystarczające rekomendacje, by pochylić się nad najbardziej znanym dziełem francuskiego autora.

Maurice Renard,  bo o nim rzecz jasna mowa, był swego czasu niezmiernie popularnym francuskim pisarzem. Kilka jego dzieł ukazało się w polskim przekładzie sto lat temu i dziś nabyć je można jedynie w antykwariatach. Oprócz Rąk Orlaca (wydana w 1920 roku) także inne powieści: Dziwy dr. Lerna (1908) o szalonym naukowcu, który przeszczepia wszystko: ludzi, zwierzęta, rośliny, a nawet maszyny, Człowiek, który chciał być bogiem, Telefon z zaświatów, On?, czy znana z kilku antologii opowiadań grozy, Żaba. Część opowiadań – np. Zabójstwo – znaleźć można także w międzywojennej prasie. Renard pozostawił spuściznę licząca kilkaset (!) opowiadań i osiemnaście powieści.

Duża część jego twórczości wciąż czeka na zainteresowanie polskich wydawców. W tym gronie znajdują się między innymi: Le Singe (1925) – bodaj pierwsza w historii literatury powieść poruszająca temat klonowania ludzi, czy zbiory opowiadań np. Fantômes et Fantoches („Duchy i fantazje”) z 1905 roku.

Mroczne, przeszywające spojrzenie Maurice'a Renarda.
(źródło: www.prologue-alca.fr)

Ręce Orlaca to najsłynniejsza z osiemnastu renardowskich powieści. Opowiada o genialnym pianiście Stefanie Orlaku i jego żonie Rozynie. Podczas podróży powrotnej do domu pociąg, którym jechał Orlac, ulega wypadkowi. Ginie wielu ludzi, a sam Orlac jest ciężko ranny. Rozyna decyduje się powierzyć jego los słynnemu lekarzowi Cerralowi, owianemu złą sławą z racji na rzekome eksperymenty o etycznie wątpliwej proweniencji. Operacja udaje się, choć pianista początkowo traci czucie w rękach. Trudno o większą tragedię dla pianisty. Załamany, pogrąża się w izolacji i depresji, przestaje widywać się z ludźmi. Obsesyjnie, po kilka razy dziennie, zamyka się w pokoiku zwanym „pokojem rąk”, gdzie pobudza swe dłonie prądem, wciera maście, w desperackich próbach odzyskania kontroli nad własnym ciałem.

Wykręcony, z zakrzywionymi nogami, z ramionami podwiniętymi pod brodę, z głową wciśniętą w ramiona, wyglądał jak człowiek, który wszelkiemi swojemi siłami odpycha coś duszącego albo kogoś, kto go dławi. (…) Śmiertelny strach przebijał z jego szklistych oczu, rozwartych w straszliwie w ciemnej twarzy, a skurczone usta obnażały bezkrwistą szczękę i żółte zęby, przegryzające wielki, fioletowy język.

Wkrótce jego zachowanie zaczyna niepokoić żonę. Dochodzi także do serii dziwnych wydarzeń. Rozyna miewa dziwne wizje, w otoczeniu małżonków pojawiają się tajemnicze wizytówki i zakrwawione noże. Pozbawiona możliwości zarobku rodzina Orlac pogrąża się w długach… Sytuacji nie ratuje fakt, że ojciec pianisty, Edward, nie interesuje się w ogóle losem swego syna. Rozyna może liczyć tylko na jednego przyjaciela - ekscentrycznego malarza, pana Crochansa („bez t, ale z s” – kto czytał, ten wie).

Crochans to bardzo ciekawa postać. Miłośnik seansów spirytystycznych, mieszka ze szkieletem przymocowanym do drzwi wejściowych (odwiedzający go po raz pierwszy ryzykują zawałem serca na widok kościanej figury, która zdaje się przyjaznym gestem zapraszać do środka) i kukłą wielkości człowieka.

Jakby tego było mało, w tym samym czasie stracony zostaje niebezpieczny seryjny morderca nazwiskiem Vaseur…

Człowiek ten mówił z łobuzerską opryskliwością. W ustach jego tkwił papieros. Żarzący się koniec rzucał czerwony płomień w głąb jego kapuzy i oświetlał brodatą twarz, na której z obu stron ostrego nosa błyszczały zwyczajne małe, czarne i bezwrażliwe oczy. Wyglądały jak gałki z jaspisu.

Jak widać, wątków jest wiele. I chociaż momentami na wierzch wychodzi „staroświeckość” powieści, Renard panuje nad fabułą. Nie ma miejsca na nudę: morderstwa, seanse spirytystyczne, dziwne lalki, niepokojące zjawy, nocne koszmary i… ręce. Wszystko kręci się wokół nich.

Autor zastosował kilka ciekawych zabiegów. Wcześniej bezosobowy narrator, w drugiej połowie książki ujawnia swoje nazwisko i rolę w całej intrydze. Jest nim sprawozdawca sądowy Gaston Bretenil - dawny znajomy Rozyny Orlac, który przypadkiem znalazł się w pobliżu miejsca morderstwa. Że akurat sprawozdawca sądowy – nie ma się co dziwić zważywszy na fakt, że dziadek i ojciec Renarda byli sędziami.

Wzmianka o Renardzie w polskiej prasie. Artykuł sprzed prawie stu lat.
(źródło: "Polonia", 1932, nr 2753, www.sbc.org.pl)

Renard – ustami narratora – zdradza też swoje inspiracje, którymi były opowiadania Zaczarowana ręka Gérarda de Nervala z 1832 roku oraz Nos pana rejenta Edmonda About z 1862 roku. Dzięki tej sprytnej zagrywce nikt o zdrowych zmysłach nie oskarży go o plagiat. Kolejna ewidentna inspiracja to Herbert George Wells, któremu Renard zadedykował nawet powieść Dziwy dr. Lerna

Francuski pisarz potrafi tchnąć życie w swych bohaterów. Postacie są dobrze naszkicowane. Charakterne, pełne różnych odcieni, nieoczywiste. To dodaje uroku tej zakurzonej, nieco staroświeckiej powieści.

Wspomniany już demoniczny doktor Cerral został ulepiony na wzór prawdziwej postaci: doktora Alexisa Carrela, znanego z eksperymentów z transplantacjami, laureata Nagrody Nobla z 1912 roku. Eksperymentował on m.in. z utrzymywaniem tkanki serca zarodków kurzych na sztucznych roztworach odżywczych.

Karykatura doktora Alexisa Carrela, autor nieznany.
(źródło: Wellcome Medical Photographic Library)

Ręce Orlaca to typowy przedstawiciel bardzo szerokiej grupy książek niezłych. Nie porwie, nie zafascynuje, ale też nie znudzi i nie zawiedzie. Starzeje się z godnością, a niektóre pomysły fabularne mimo upływu lat wciąż prezentują się świeżo. Całkiem zgrabne połączenie thrillera, kryminału i horroru.

Komentarze

Copyright © MILCZENIE LITER