JERZY SOSNKOWSKI - Dom filozofów [recenzja #155]
Warto dać szansę panu Jerzemu.
***
OCENA:
Lata temu miałem zwyczaj zakradania się do Biblioteki Śląskiej, gdzie sobie tylko znanymi szpiegowskimi sztuczkami pozyskiwałem egzemplarz Domu filozofów z 1923 roku. Następnie dokumentowałem kolejne stronice za pomocą środków audiowizualnych najnowszej technologii. Czytałem ukradkiem w toalecie. Zawsze miałem wrażenie, że ktoś mnie śledzi, a już na pewno obserwuje. Następnie oddawałem książkę, a przed umyciem rąk rytualnie wąchałem palce, chłonąc zapach starego papieru.
Na szczęście, dzięki Wydawnictwu IX, kolejne pokolenia nie będą musiały zniżać się do tak haniebnych procederów. A zatem, oto kolejny, dziewiąty już tom w unikatowej serii „Niesamowitnicy”.
Książka, jak każda inna z tej serii, wyróżnia się zgrabnym rozmiarem i twardą okładką. W środku znajdziemy wstęp przybliżający sylwetkę Sosnkowskiego, zaktualizowany o najnowsze dane (vide biografia Sosnkowskiego z 2023 roku autorstwa Dariusza Błaszczyka pt. Brat generała). Trudno tutaj coś zarzucić wydawcy.
Jednak wbrew temu, co podaje wstęp, Dom filozofów nie jest literackim debiutem Sosnkowskiego. To druga prozatorska pozycja w jego portfolio (po zbiorze patriotycznych nowelek pt. Czerwone wyłogi z 1916 roku), ale pierwsza z wyraźnie zaznaczonymi motywami fantastycznymi i grozy.
Bardzo interesowały mnie przypisy – w poprzednich częściach wyglądało to momentami żenująco. Jest duża poprawa! Wprawdzie zdarzają się okazjonalne powtórzenia (np. kryza), ale niezmiernie się cieszę, że przypisy wreszcie spełniają swoją rolę i tłumaczą to, co powinny.
![]() |
Okładka pierwszego wydania z 1923 roku. (fot. Milczenie Liter) |
To teraz o samych opowiadaniach. Znam dobrze inne wydawnictwa Sosnkowskiego, spodziewałem się podobnego modus operandi, czyli: kilku opowiadań słabych, jednego-dwóch diamentów, młodopolskiej frazy i nierównego poziomu.
A tu niespodzianka! Zostałem przyjemnie zaskoczony: Dom filozofów jest wyrównanym zbiorem. Nie ma tutaj opowiadań świetnych, ale nie ma również tych żenujących. Jest solidny poziom, a niedojrzała jeszcze proza Sosnkowskiego poprzetykana została kilkoma intrygującymi momentami, zarówno w obszarze narracji (narkotyczne wizje w Muzeum Aspiracji), jak i budowy opowiadania (alfabet w Ampułce, wklejona treść ogłoszenia prasowego w Studencie z Rouhe).
![]() |
... i jeszcze zbliżenie na okładkową ilustrację. (fot. Milczenie Liter) |
Otwierający zbiór Dom Filozofów jest odbiciem architektonicznych fetyszów Jerzego Sosnkowskiego (przypomnijmy – cenionego architekta swoich czasów). W niewyjaśniony do końca sposób pewne małżeństwo trafia do tytułowego domu, zamieszkałego przez różnej maści quasi-filozofów. Wszystkie podłogi w domu są przeszklone, więc mieszkańcy mogą się obserwować nawet podczas najbardziej intymnych czynności. Przez środek przebiega lśniąca, kulista winda, napędzana siłą woli. Wkrótce bohater odkrywa, że jego żona Lu nawiązała romans z niejakim Kokotem, mieszkającym piętro niżej.
Mimo woli chwyciłem dłonią za głowę. Po nosie nie było śladu. Mazała się tam pod ręką jakaś substancja bez formy i miejscami sterczało ukostwienie. W czole była dziura wielkości małego spodka. Szczęka obwisła ku dołowi i strzelała głucho za każdym ruchem zwietrzałych, bezmięsnych warg. Na odjętej od twarzy dłoni pozostało nieco brudnej, szarozielonej, cuchnącej mazi…
Białe liście to baśniowo-kapitalistyczna przypowieść o milionerze i jego rozkapryszonej żoneczce, którzy postanawiają uciec od złego, pogrążonego w grzechu świata i żyć samotnie w górach, na łonie natury. Nola (żona) nieustannie żąda kolejnych dowodów miłości, od męczących (wykonanie rzeźby) po absurdalne (księżyc z nieba). Warto dodać, że w tym samym czasie na świecie dzieją się dziwne rzeczy: kolejne pory roku mienią się w różnych, niespotykanych dotąd barwach: wiosna purpurowa, później czerwień, kolejna wiosna przychodzi na świat "w cudnej, bladobłękitnej szacie". Naukowcy nie potrafią wyjaśnić tego fenomenu ani też przewidzieć koloru nadchodzących pór roku. Kwitnie hazard, ludzie zakładają się o to, jakiego koloru będzie wiosna; zakładały się całe rodziny, miasta, państwa… W tym opowiadaniu najbardziej chyba widoczny jest ów młodopolski, kwiecisty styl z mnóstwem metafor i podniosłych fraz:
Cywilizacja i intelekt - schowały gdzieś zawstydzone twarze przed boską potęgą Natury, którą długie wieki tyranizowały, a która teraz jednym kaprysem rozbijała w puch mozolnie wzniesiony gmach Wszechpoznania.
Student z Rouhe to historia zakochanego studenta, który pod wpływem dziwnego ogłoszenia w gazecie wyrusza na ślepo do Gdańska. Historycy mogą docenić miejsce akcji - zabytkowy Dom Uphagena, w którym obecnie mieści się oddział Muzeum Gdańska.
![]() |
Dom Uphagena. (źródło: www.turturi.com) |
Po kątach pełzały rozdygotane cienie. (…) Prąd powietrza chwiał płomieniem. Koło lichtarza, niby potworne, wielkie ćmy, biegać zaczęły w pośpiechu dwie dłonie w białych rękawiczkach. Same dłonie. Jak dwie wielkie ćmy. U przegubów coś zaczerniało… (…)
Muzeum Aspiracji uważam za najlepsze opowiadanie w zbiorze. Młody Gwido i doświadczony Telesfor to dwójka dżentelmenów starających się o względy pięknej Myrelli. Kobieta nie potrafi się zdecydować, a przeczuwając wiszącą w powietrzu tragedię, doprowadza do spotkania całej trójki. Telesfor opracowuje niecny plan. Zaprasza Gwida i Myrellę do siebie, gdzie wszyscy zażywają rzadki, indyjski narkotyk na bazie opium… Klimatyczne opisy, niezłe zakończenie i przekonujące postacie (wreszcie!) robią robotę.
Nagle spojrzeli sobie wszyscy troje w pobladłe twarze oczami rozszerzonymi nagłym strachem i poczuciem, że zaraz, zaraz - natychmiast stanie się coś potwornego, coś ohydnego.
Zatrząsł się pokój, uderzenie, niby silne trzęsienie ziemi, rozrzuciło poduszki i zachwiało ścianami.
Historia o człowieku zawsze jednakowo ubranym… to opowieść o sztubackim zakładzie hrabiego Becka i barona Rotta, który, by uniknąć przegranej, zobowiązał się do chodzenia w tym samym ubraniu przez okres trzech lat. Do zapomnienia. Nie ma tu ani grama grozy.
Ampułka fakira Punchar-Padaw to jedna z ciekawszych rzeczy w zbiorze. Zbudowana w niestandardowy sposób - tekst został poszatkowany, a każdy fragment odpowiada kolejnej literze alfabetu. Avil, nowoczesny, młody człowiek przed którym stoi otworem kariera polityczna, jest znudzony swoim życiem, w którym a wszystko: pieniądze, miłość i szacunek. Za wszelką cenę chce pozostać młodym i pięknym. Punchar-Padaw podsuwa mu złotą ampułkę, która gwarantuje wieczną młodość. Pod jednym wszakże warunkiem: po jej zażyciu, Avil już zawsze będzie żył w prawdzie. Będzie czuł prawdziwie i widział rzeczy takimi, jakie są w istocie. A prawda - sączył Avilowi do ucha fakir - nie jest piękna… Wprost przeciwnie.
Oczy miał zielone, dziwne, sztywne i w tył wciągnięte. Niby dwa złe, gwałtowne, mocne psy na smyczach. Czasem krwawe błyski z nich wypadały, na kształt gorących ozorów rozwścieczonych bestii. Stały tam tak w głębi czaszki, pod elipsami sadzowatych brwi. (…) Dziwne miał oczy ten indyjski pasażer - mag Punchar-Phadaw.
Uwagę zwraca zamiłowanie autora do nietypowych imion bohaterów, co można z łatwością zaobserwować także w późniejszej twórczości Sosnkowskiego. W Domu Filozofów mamy Bemola i Lu, w Białych liściach Kend i Nola, Telesfor w Muzeum aspiracji, Zeno w Studencie z Rouhe czy Avil w Ampułce…. Tak jakby chciał pokazać, że nie są to zwykli ludzie, everymani reprezentujący typowe postawy, bardziej jednostki nietuzinkowe, odważne, potrafiące wyjść z utartych kolein codzienności.
![]() |
Spis treści, a jakże. (fot. Milczenie Liter) |
Dom filozofów nie jest zbiorem typowych opowieści grozy - raz, że nie wszędzie się ona pojawia, a jeśli już się pojawia, jest dosłowna, naturalistyczna, makabryczna. Żywe trupy, gnijące ciała, narkotyczne majaki oraz - co też może budzić zgrozę - specyficzne dla epoki podejście do kobiet (przedstawionych w wybitnie negatywnym świetle: wiecznie niezadowolonych, naiwnych, podstępnych i zdradzieckich). Dopiero w kolejnych latach Sosnkowski na tyle rozwinie swój talent, by próbować analizy psychologicznej, nadać nieco głębi swym bohaterom, a niezwykłe sytuacje opisywać z dystansem, zostawiając puste przestrzenie na rozwój niepokoju i grę wyobraźni u czytelników.
Już teraz jednak widać nieprzeciętny talent, nienasyconą fantazję oraz popielatą duszę Sosnkowskiego, który z wielkim upodobaniem tworzy galerię wykolejeńców.
Czy na swoje własne podobieństwo?
Komentarze
Prześlij komentarz
Jeśli recenzja lub książka wzbudziła w Tobie jakiekolwiek emocje - nie wahaj się, SKOMENTUJ :)