ITALO CALVINO - Trudne miłości [recenzja #158]

 


Idealna książka na urlop.

***


📕 WYDAWNICTWO: Państwowy Instytut Wydawniczy
🕒 ROK WYDANIA: 2022
📖 ILOŚĆ STRON:  172


                    OCENA:                      

                

Jeśli czujecie do Calvina platoniczną miłość i uwielbienie wszelakie, Trudne miłości mogą tę relację wzmocnić.

Pomysł Itala Calvina wygląda następująco:

kilkanaście opowiadań, każde z nich zatytułowane według tego samego wzoru („przygoda” + zawód lub zajęcie, np. Przygoda urzędnika), każde opisuje zetknięcie damsko-męskie. Owe zetknięcia są różne różniste: od bezpośrednich i dotykowych (przypadkowe smyranie po udzie w pociągu), przez dwuznaczne (nocne spotkanie żony z obcym mężczyzną, na którym jednak nie dochodzi do konsumpcji), ostateczne, aż po wirtualne (rozmowa telefoniczna i próba spotkania, do którego jednak nie dochodzi). 

To książka gdybająca, o tym, co mogłoby się stać, ale się jednak nie dzieje. Czyli powinna się spodobać Polakom - naczelnym gdybologom światowej gdybologii. Proza niespełnionych możliwości. Miałem podczas lektury takie sportowe skojarzenie z rzutem młotem. Calvino to młociarz: kreśli te słowa, kręci się w kółko, coraz szybciej i zgrabniej - a tuż przed kulminacją zatrzymuje się nagle, powodując bolesne poczucie niespełnienia. Czytelnik zaś jest młotem (bez urazy) - zatrzymać się już nie może, bo na fali zbudowanej przez Calvina narracji leci w nieznane, ale już sam, wyobrażając sobie, co by było gdyby. 

A zatem:

Przygody? Brak.

Miłości? Brak.

Fabuły? Brak.

Spełnienie i finalizacja? Brak.

Jest to książka wybrakowana, sam ogryzek pozbawiony miąższu (widoczny nota bene na okładce pierwszego włoskiego wydania z 1970 roku). Taki też był – jestem tego pewien – perfidny zamysł autora, zrealizowany z zimna krwią i chirurgiczną precyzją. Italo Calvino nie ma w zwyczaju ułatwiać czytelnikowi roboty, nie praktykuje również podawania kawy na ławę. Ale i tak go lubię.

I chyba właśnie dlatego nie potrafię się oprzeć urokowi jego twórczości – czasem lepszej, czasem gorszej, ale zawsze intrygującej, podanej w unikatowy, przemyślany sposób.

Trudno się nie uśmiać, wyobrażając sobie scenę z Przygody czytelnika, w której pewien gorliwy fan czytania nawet w czasie stosunku gorączkowo sięga ręka po książkę i próbuje wepchnąć weń zakładkę, zanim ta się zatrzaśnie lub otworzy w innym miejscu, bo przecież „nie ma nic bardziej nieznośnego niż pośpieszne kartkowanie książki, żeby odnaleźć urwany wątek”.

Okładka pierwszego włoskiego wydania z 1970 roku.
(źródło: Wikipedia)

Wśród mych faworytów, na czele znajduje się Przygoda żołnierza, w której Calvino bez ogródek popisuje się swoim kunsztem. W pociągu jedzie Tomagra - żołnierz piechoty, będący na pierwszej przepustce. Pusty przedział. Dosiada się nieznana mu wdowa. Z jakiegoś powodu, choć wszystkie miejsca są puste, siada tuż obok Tomagry. Żołnierz mówi: "sprawdzam!" i wyrusza na łowy. Nie będzie to flirt przeprowadzony za pomocą rozmowy, czy spojrzenia – to byłoby zbyt proste. Tomagra rozpoczyna misterną grę dotyku, bacznie obserwując reakcję kobiety.

Przywiera udem do jej ciała, kładzie rękę na swym kolanie w taki sposób, by palce bezwiednie zwisały i muskały nogi kobiety, szuka czegoś w kieszeniach, co uzasadnia wtargnięcie kłykci w przestrzeń między własnymi udami a biodrami milczącej wdowy. Pomyślcie sobie, co też niezmordowany piechur uczynił, gdy pociąg wjechał do tunelu… Ileż możliwości działania otwiera krótkotrwała, ale jednak, ciemność!

Przygoda żołnierza to pokaz wytwornej, pociągowej ściemy, obliczonej na zasmakowanie wdowich igraszek. Jeśli jakimś cudem nie ciekawi Was zakończenie tej historii (ja z całego serca trzymałem kciuki za dzielnego Tomagrę), warto ją przeczytać chociażby z uwagi na piękny styl Calvina i grację, z jaką odmalował erotyczne napięcie za pomocą ścięgien, kłykci i mięśni łydek. Arcydzieło.

Wtem ręka Tomagry wysunęła się ukradkiem z kieszeni, znieruchomiała w niepewności, ponaglana nieczekiwaną chęcią poprawienia kancika spodni, i pomaszerowała w stronę kolana. Można by raczej powiedzieć, że utorowała sobie drogę: musiała bowiem wsunąć się niepostrzeżenie między żołnierza i kobietę, a była to trasa, niezależnie od szybkości przebiegu, pełna niepokoju i przyjemnych wrażeń.

Wyróżnia się także Przygoda czytelnika oraz zamykająca zbiór Przygoda automobilisty. Bohaterem tej pierwszej jest niejaki Amedeo Oliva, wielki fan czytania książek. Nawet przebywając nad morzem, szuka ustronnego miejsca, gdzie mógłby się w spokoju oddawać lekturze. Między rozdziałami szybka kąpiel, a później powrót do lektury. Tymczasem przyjemność ową zakłóca Olivie pojawienie się kobiety, która opalała się w pobliżu. Amadeo niejako z rozpędu nawiązuje rozmowę, która jednak niezbyt się klei. Kobieta intryguje go, ale dusza domaga się powrotu do książki. Zabawne i jednocześnie tragiczne jest rozdarcie Amedeo. 

W Przygodzie automobilisty dochodzi do telefonicznej kłótni między partnerami, która doprowadza do zerwania związku oraz groźby, że kobieta (występująca w opowiadaniu pod literą „Y”) natychmiast zadzwoni do rywala jej partnera, czyli niejakiego Z. Zaraz po kłótni bohater postanawia wsiąść w samochód i odwiedzić partnerkę, by porozmawiać w cztery oczy.

Italo Calvino, lata 70/80 XX wieku.
(źródło: www.finarte.it)

W trasie nachodzą go wątpliwości. A co, jeśli Y także postanowiła go odwiedzić, co jest bardzo możliwe? Wtedy miną się gdzieś na trasie. Mógłby wprawdzie zawrócić i poczekać na nią u siebie w domu, ale jest bardzo możliwe, że ona zrobi to samo. W ten sposób będą oboje czekać na siebie. Ale może zdarzyć się coś jeszcze gorszego: jeśli Y zadzwoniła do Z, ów nikczemnik mógł także wsiąść w samochód i jechać w tym samym kierunku co on! W każdej chwili z naprzeciwka może jechać Y, a kto wie, czy samochód, który jedzie za nim, to nie przypadkiem Z? Przytłoczony ciężarem swych rozmyślań bohater zatrzymuje się na stacji benzynowej i dzwoni do ukochanej. Drrrrr, drrrr… Czy odbierze? Sprawdźcie sami, nie zdradzę zakończenia.

Spostrzegam, że tym, czego najbardziej pragnę, pędząc do Y, wcale nie jest spotkanie z Y: chcę, żeby Y pędziła do mnie, to odpowiedź, jakiej potrzebuję, to znaczy chcę, żeby ona wiedziała, że ja do niej pędzę, ale zarazem chciałbym wiedzieć, że ona pędzi do mnie.

Przygoda krótkowidza to kolejny majstersztyk. Jej bohater, Amilcare Carruga, jest krótkowidzem. Gdy wreszcie otrzymuje odpowiednie okulary, jego życie się odmieniło: dostrzegał więcej barw, szczegółów, odzyskał radość życia. Postanawia odwiedzić rodzinne strony. Okulary zmieniły go jednak do tego stopnia, że nawet starzy znajomi nie poznają go na ulicy, nie reagują na jego powitania i nie odmachują gdy on macha. Gdy ignoruje go nawet dawna szkolna miłość, niejaka Isa Maria, Carruga postanawia zdjąć okulary. Odzyskuje wtedy samego siebie i dawny wygląd, zaczyna być rozpoznawany i pozdrawiany na ulicy, co go bardzo cieszy. Niestety, z racji na brak okularów biedny Amilcare nie widzi, kto go pozdrawia. Radość jest więc niepełna. Cóż za parszywy dylemat! Zrezygnowany, udaje się na ławkę za miastem, pogrążoną w ciemności, gdzie dociera do niego okrutna prawda…

Wyróżnić można jeszcze Przygodę kąpiącej się (kobieta pływa w morzu i nagle orientuje się, że zgubiła swój strój kąpielowy i jest naga – a na plaży tłum ludzi…), Przygodę fotografa (ciekawe rozważania na temat utrwalania minionych chwil – bohater koniec końców stwierdza, że jedynym sensem jest robienie zdjęć innym zdjęciom) oraz Przygodę narciarza, w której pojawia się kobieta nie wykonująca żadnego zbędnego gestu.

Jeśli fotografujecie Pierlukę, kiedy stawia zamek z piasku, nie ma powodu, żeby nie fotografować go, kiedy płacze, bo zamek się rozpadł, a potem, kiedy opiekunka go pociesza (…). Wystarczy, że powiecie o czymś: „Och, jakie to piękne, trzeba zrobić zdjęcie!”, a już jesteście po stronie tego, kto myśli, że wszystko, co nie zostało sfotografowane, jest utracone, jak gdyby nigdy nie istniało (…).

Ah ten Calvino... Ma ten dar, tę przerażającą celność, dzięki której jednym drobnym akapitem trafia w sam środek tarczy.

Jednak nawet jemu zdarzają sie nieudane opowiadania. Wielkie pole do popisu miał Calvino w Przygodzie żony oraz Przygodzie męża i żony (inna żona niż w Przygodzie żony) – nie wykorzystał jednak potencjału, obie historie należą do najsłabszych. Podobnie jak Przygoda podróżnego – długa, nudna, zbędna.

Mnóstwo różnych konfiguracji spotkań – rzeczywistych, na odległość, zaplanowanych i przypadkowych, tych, które właśnie mają miejsce (Przygoda poety), tych które się już wydarzyły (Przygoda żony), a także tych, do których za chwilę dojdzie (Przygoda podróżnego).

Jest jeszcze jeden wspólny mianownik: problemy z komunikacją. Nikt się tutaj nie potrafi dogadać: mąż z żoną, koledzy i nieznajomi. Niezależnie od stopnia zażyłości i stażu znajomości, wzajemne zrozumienie jawi się jako rzecz nie z tej ziemi, coś niemalże nieosiagalnego.

Krzywe zdjęcie ze spisem treści.
(fot. Milczenie Liter)

***

Nie jest to wybitna książka, nawet w samej spuściźnie Calvina nie zajmie raczej miejsca na podium. Ma jednak na tyle dużo klasy, że z czystym sumieniem polecam ją wszystkim wyrobionym czytelnikom, którzy szukają ucieczki od banału. Bądźcie gotowi na wyzwania i – poza nielicznymi wyjątkami - rozkoszną lekturę, przetykaną subtelnym chichotem i chwilą zadumy...

… oraz podziwem dla zmyślności tego dziełka, pełnego aluzji i niedopowiedzeń, tego damsko-męskiego rebusa, humorystyczno-erotycznej zgadywanki.
Tak, zdaję sobie sprawę, że poprzednie zdanie ociera się o bełkot.

Fanom Itala Calvina (do których się zaliczam) oraz fanom włoskiej literatury nie ma sensu polecać, bo ci Trudne miłości przeczytali już z pewnością dawno temu. 

Tak więc Calvino zrobił dobrze, ale Calvino potrafi jeszcze lepiej.

Na koniec mała łamigłóweczka, wprost od pana Itala:

Jeżeli chcę otrzymać komunikat, sam muszę zrezygnować z bycia komunikatem, ale komunikat, jaki chciałbym otrzymać od Y – że Y sama stała się komunikatem – ma wartość tylko wtedy, jeżeli ja sam jestem komunikatem, a z drugiej strony komunikat, jakim sam się stałem, ma sens tylko wówczas, jeśli Y nie ograniczy się do przyjęcia go jak byle adresatka komunikatów, ale sama będzie komunikatem, na który czekam.

Kurtyna. 


PS. Mówiłem już, że go uwielbiam?

Komentarze

Copyright © MILCZENIE LITER