RÓŻNI AUTORZY - Opowieści niesamowite z języka japońskiego [recenzja #166]

 


Powrót króla.

***


📕 WYDAWNICTWO: Państwowy Instytut Wydawniczy
🕒 ROK WYDANIA: 2025
📖 ILOŚĆ STRON:  500


                    OCENA:                      

               
 

Ilekroć ukazuje się kolejny tom Opowieści niesamowitych, natychmiast odkładam to, co aktualnie czytam. Seria PIW-u ma u mnie najwyższy priorytet i pierwszeństwo przejazdu na każdym skrzyżowaniu.

To już dziewiąty (!) tom wyśmienitego cyklu. Potwierdzam powrót do wyśmienitej formy, jest wyraźnie lepiej, niż na ziemi czeskiej.

Jak wiadomo, w 1986 roku PIW wydał Balladę o Narayamie – zbiór japońskich opowieści niesamowitych, który stanowił oczywisty punkt odniesienia (recenzja – TUTAJ). Jak przyznaje we wstępie (bardzo dobrym i wnikliwym; zdradzającym przebieg opowiadań, ale na szczęście nie ich zakończenia) Katarzyna Sonnenberg-Musiał, Opowieści niesamowite są przypomnieniem i rozwinięciem wyboru dokonanego przez Blankę Kuratę przed czterdziestu laty. I tego właśnie bałem się najbardziej: skopiowania poprzednika, dodania dwóch nowych opowiadań i próby wyciągnięcia moich pieniędzy dwa razy za to samo. Czy wydawca zdecydował się na ów ryzykowny, lecz uzasadniony komercyjnie krok? Czas na stanowczy okrzyk: „sprawdzam”!

Różnice i podobieństwa między Opowieściami a Narayamą

Narayama zawiera 20 opowiadań dwunastu autorów, Opowieści podobnie: dostajemy 21 opowiadań dziesięciu autorów. Powtarza się jedynie sześć historii (Tanizaki - Szkaradne oblicze, Królestwo w miniaturze, Nakajima - W górach przy księżycu, Izumi - Świątobliwy bonza z góry Kōya, Akatagawa - Piekieł wizerunek niezwykły, Kawabata - Pieśń liryczna). 

Jest to uzasadniony krok, a zarazem dowód na ponadczasowość odgrzewanych kotletów, ponieważ większość z nich to absolutna czołówka zbioru. Minęło lat czterdzieści, a nie straciły nic ze swej mocy.

Zatem, zdecydowanie warto kupić japońskie niesamowitości, nawet jeśli dobrze znamy ich pierwowzór. Nowych opowiadań jest na tyle dużo, że wydatek się opłaci. Tym bardziej, że świeżynki trzymają wysoki poziom. Warto wspomnieć o jeszcze jednej drobnej różnicy – tegoroczne Niesamowitości zawierają tylko opowiadania z XX wieku, podczas gdy Narayama zahaczała np. o XIX-wieczną część twórczości Lafcadio Hearna.


Najlepsze (kolejność przypadkowa)

Fanów plugawej prozy nie zawiedzie Ranpo Edogawa ze swoją przypowieścią o dwóch kalekich mężczyznach. Jest dokładnie tak, jak można się tego po nim spodziewać: psychologiczna i cielesna udręka, fizyczne deformacje, intrygująca fabuła. Zwyczajna, zdawałoby się, rozmowa somnambulika i pozbawionego połowy twarzy weterana wojennego prowadzi do zaskakującej puenty.

Edogawa nie zawiódł mnie jeszcze nigdy. Chcę więcej.

Ihara zaczął czuć dziwny niepokój. Jego źródłem nie były słowa Saito, lecz jego straszny wygląd, a może coś, co kryło się pod nim. Siłą woli powściągnął jednak nerwy.

Aguii, zjawa z nieba Kenzaburō Ōe to kolejna historia, która zasługuje na wyróżnienie. Narrator opisuje znajomość z pewnym muzykiem D., któremu objawiała się niewidoczna dla innych zjawa. D. jest de fato jego pracodawcą, a młody narrator ma jedynie towarzyszyć mu , kiedy zechce wybrać się dokądś w Tokio.  Bardzo ciekawa jest druga warstwa tej opowieści. Narrator nie widzi na jedno oko, zaś muzyk, o którym opowiada, uznawany jest za pomyleńca. Każdy z nich ma więc jakiś defekt w postrzeganiu rzeczywistości. Kto mówi tutaj prawdę – a może nikt? Czy tacy bohaterowie są w ogóle wiarygodni?

- Z biegiem czasu liczba unoszących się nad tobą postaci gwałtownie wzrasta. Chciałem temu zapobiec. Dlatego zrezygnowałem z życia w czasie obecnym. A ponieważ nie żyję już w teraźniejszości, niczego więcej nie odkrywam, i niczego nie tracę. Niebo nade mną pozostaje niezmienne.

Niedawno przeczytałem Kobietę z wydm (recenzja – TUTAJ), więc szczególną ciekawość wzbudziły we mnie trzy opowiadania Kōbō Abe. O ile Zaczarowana Kreda to przeciętniak, przypominający kreskówkę Zaczarowany ołówek, to Jenot z wieży Babel imponuje rozmachem i nieskrępowaną wyobraźnią. Śmierć bez związku to kawał świetnej prozy, w której kryje się najbardziej irytujący bohater z całego zbioru, niejaki A. Pewnego dnia wraca z pracy i ku swemu zaskoczeniu, znajduje we własnym domu trupa. Przez całe opowiadanie zastanawia się, co z tym fantem począć, drażniąc swoim niezdecydowaniem i flegmatycznością. Tworzy plan działania, mnoży hipotezy, by samemu się w nich zatracić. Podobnie jak w Kobiecie z wydm, Abe wykorzystuje tutaj motyw izolacji i ograniczonej przestrzeni.

Tymczasem zaczynało świtać i A. był już zanadto zmęczony, by rozstrzygnąć, czym właściwie jest odwaga.

Akutagawa z rozrastającą się na boki czupryną.
(źródło: Wikipedia)

Akutagawa to klasa sama w sobie. Poza niepodważalnym klasykiem (Piekieł wizerunek…) i wyraźnie gorszym Niezwykłym spotkaniu, docieramy do Parku Asakusa. To nietuzinkowy pejzaż utkany z wizji przedstawiających dziecko spacerującego z ojcem po tokijskiej dzielnicy Asakusa. Akutagawa podzielił całość na 78 krótkich, jedno-dwuzdaniowych scenek. Opisują one otoczenie, mijanych ludzi, pokazują chłopca i ojca z różnych perspektyw. „Postać chłopca widziana od tyłu”, „profil strzyżonego mężczyzny”, „widok z ukosa na dzielnicę gejsz” itd. Akutagawa instruuje niewidzialnego reżysera i prowadzi wyobraźnię czytelnika za rękę. Te instrukcje powodują, iż odbieramy całość dokładnie w taki sposób, o jaki chodzi autorowi. Te zdalne sterowanie fantazją czytelnika jest dla mnie zabiegiem absolutnie unikatowym w skali światowej. To film przerobiony na literaturę. I chociażby z tego powodu warto się z tym opowiadaniem zapoznać. A to nie wszystko, ponieważ…

…park Asakusa ma też swoją mroczną stronę. Akutagawa nie mówi o niej wprost. Wspomina mimochodem, sugerując półgębkiem, że w tych beztroskich uliczkach czai się coś, czego nie chce nam pokazać. 

Sklep z zabawkami i małpka: 

Małpka wchodzi i schodzi po linie. Ubrana we frak, na głowie ma przechylony do tyłu cylinder. Za małpką rozciąga się głęboki mrok.

Chłopiec rozpaczliwie szuka swego ojca, którego zgubił z oczu na jednej z ulic. Znajduje podobnego mężczyznę, biegnie za nim i spogląda na jego twarz:

Zbliżenie na twarz mężczyzny. Usta zakrywa mu maska. Wygląda raczej jak zwierzę niż jak człowiek. W lekkim uśmiechu wyczuwa się złe intencje.

Nawet opis zwyczajnej bramy,  u Akutagawy smakuje gorzko.

Tym razem widok na ulicę Nakamise z bramy Kaminarimon. Na końcu ulicy, w oddali, widać bramę Niomon. Wszystkie drzewa są uschnięte.

Park Asakusa będzie będą czystą rozkoszą dla każdej wrażliwej wyobraźni.

Sklep z zabawkami w dzielnicy Asakusa, lata 20-te XX wieku.
(źródło: www.ebay.com)

I jeszcze kilka słów o Opowieści o morskich potworach Izumiego. To kolejna rzecz, której warto poświęcić więcej uwagi. Mała rybacka chatka wciśnięta między dwie piaszczyste wydmy. Matsugoro co dzień wypływał w morze na połów, jego żona Onami i roczna córeczka Ohama cierpliwie oczekiwały powrotu mężczyzny. Codziennie odwiedzał je miejscowy chłopiec – kto wie, może kandydat na męża dla Ohamy? 

Plastyczne opisy rozszalałego morza, samotność kobiety oczekującej na powrót ukochanego i dziwna postać trzynastoletniego Sannosuke. Niedoświadczonego młodzika, który wypowiada się i zachowuje jak dorosły. Ten dysonans wytrąca czytelnika ze strefy komfortu i prowadzi do nieoczywistego, starannie zaplanowanego finału.

Najlepszym opowiadaniem Ballady o Narayamie była dla mnie Szkaradna twarz Tanizakiego.  Tanizaki to bez wątpienia jeden z highlightów także i tego tomu. Oprócz przerażającej Twarzy i psychologicznego dziełka Królestwo w miniaturze (rewelacja!), dostajemy także świeżynkę: Tatuaż, jego literacki debiut z 1910 roku. Udane opowiadanie przedstawia historię zdolnego tatuażysty Seikichiego, wciągniętego w pewną mroczną rozgrywkę. 

Kobieta z latającą głową Yumiko Kurahashi to pulsujące erotycznym rytmem, udane połączenie baśni i makabry, z zaskakującą puentą. Zasługuje na krótką pochwałę.

Nie przekonały mnie za to symboliczne przypowieści Nakajimy. Od wysokiego poziomu całości wyraźnie odstaje jedynie Kawabata – jego rozwodnione, marzycielskie miniaturki pozbawione są grozy i nie przekonały mnie. Klimatem bliżej im do pełnej symboliki poezji, a poezja jest tworem, którego unikam i nie rozumiem. 

***

Opowieści niesamowite z języka japońskiego to książka-pułapka. Jak piłkarski sparing z San Marino - niewiele do zyskania, dużo do stracenia. Każdy spodziewa się wygranej, a wszystko inne potraktowane zostanie jak porażka. PIW mężnie stawił czoła presji i wyszedł zwycięsko z tej batalii. Odkurzona wersja Ballady o Narayamie nie zawodzi ani o jotę – czerpie z dobrych wzorców poprzednika, ale proponuje własne rozwiązania, cały czas utrzymując wysoki poziom całości. Za to należą się brawa.

Także złaźcie z tych kanap, marsz na zakupy! To idealny prezent na Mikołaja lub pod choineczkę.

Po prawej obiekt moich westchnień...
(źródło: Państwowy Instytut Wydawniczy, Facebook)

Ubolewam jedynie, że nie mam tematycznej zakładki, którą chwalił się PIW w niektórych postach na FB. Takie cudeńko… 

Komentarze

Copyright © MILCZENIE LITER