CAN XUE - Ulica Żółtego Błota [recenzja #165]
Nie da się przeczytać bez chociaż jednego "fuj!".
***
OCENA:
Już pierwsze zdania książki nadają jej konwencję umowną i umieszczają w szarej strefie, gdzieś pomiędzy jawą a snem: „Gdzieś w tym mieście znajduje się ulica Żółtego Błota, pamiętam to doskonale. Ale wszyscy powtarzają, że taka ulica nie istnieje”.
Od tego momentu, aż do samego końca z realistyczną pieczołowitością wzmiankowane są groteskowe wydarzenia. Poziom deformacji jest subtelny, ale odczuwalny, zaś ich natężenie tak wielkie, że po jakimś czasie przestajemy się dziwić. Rzeczywistość rozwodniona ciągłymi kuriozami przestaje zaskakiwać, a czytelnik – chcąc nie chcąc – daje się porwać potokowi nieczystości na ulicy Żółtego Błota. Płynie z nurtem smrodu i brudu, obserwując scenki dziejące się po obu stronach ulicy.
Ulica – jeśli w ogóle istniała, pamiętajmy – prowadziła swój normalny, rutynowy żywot. Lecz tylko do pewnego momentu: wszystko zmienia się w momencie gdy w okolicy męskich latryn stara Qi zauważa dziwne ogniki.
Równie stary Sun stwierdził od razu, że są one pozytywnym odbiciem, idealną stroną mieszkańców ulicy. W każdym razie, od tego momentu (21 czerwca – i jest to bodajże jedyna konkretna data w całej książce) na mieszkańców spływa nowa energia.
Can Xue sięgnęła po podobny schemat jak w Tajemniczym pociągu: osadza bohaterów w pewnej scenerii, a później sprowadza wydarzenie o randze kataklizmu, które wywraca ich dotychczasowe życie (tam - pożar pociągu / tutaj – ogniki, a później powódź i przesiedlenie).
![]() |
| Mniej więcej tak wyobrażam sobie domostwa co poniektórych mieszkańców Ulicy Żółtego Błota. (źródło: www.thesun.co.uk) |
Nad całością unosi się polityczny swądek niebezpiecznych -izmów. Reakcjoniści, komitety, donosy, tajne dochodzenia i nieudolni sekretarze przewijają się nieustannie przez stronice tej książeczki. Mieszkańcy ulicy podsłuchują się nawzajem, plotkują, donoszą na sąsiadów zza ściany. W zasadzie deklarują tylko chęć zgłoszenia sprawy tajemniczemu komitetowi, do czego prawie nigdy nie dochodzi. Na tym się kończy, sprawy się rozmywają, a mieszkańcy ulicy natychmiast godzą się z tym.
Pewnego dnia z wizytą przybywa nawet Szef Okręgu, ale z racji na brak miejsca, gnieździ się na szafie, tuż pod sufitem. Pozoruje działania, z czego, jak się pewnie każdy domyśla, niewiele wynika.
Szef okręgu, z wyciągniętą szyją i twarzą skierowaną ku górze, nawet nie zauważył kryjących się przy ścianie ludzi. Skręcił za rogiem i skierował się do wychodka stojącego za domem.
- Szef okręgu poszedł się wysrać – stwierdzili z szacunkiem.
Chwilę później poczuli smród świeżo zrobionej kupy.
I dalej, gdy po pół godzinie szef okręgu nie pojawił się, zwołano zebranie i wysłano przedstawicieli do wychodka. W środku jednak nikogo nie było. Co się okazało?
W rzeczywistości wcale tam nie dotarł. Udał, że idzie do wychodka za potrzebą, podczas gdy tylnymi drzwiami wślizgnął się do domku sekretarza, wspiął na szafę i zapadł w mocny sen.
Dokładnie taka jest też metoda Can Xue. Uruchamia pewien temat, a gdy czytelnik się angażuje i czeka na rozwinięcie, zostaje z niczym. Okazuje się bowiem, że to podstęp, bo za rogiem czeka już kolejny wątek wymagający uwagi. I tak w kółko. Czytanie powieści chińskiej pisarki to jak niekończąca się gra w kotka i myszkę, tym razem w scenerii parujących fekaliów.
Brudu i plugastwa jest masa: pękające wrzody, larwy we włosach, pełzające wszędzie robactwo, nabrzmiałe czyraki, pływające ekskrementy itp.
![]() |
| ... a tak samą ulicę. (źródło: www.dreamstime.com) |
Jak w tym wszystkim odnajdują się mieszkańcy ulicy Żółtego Błota? Najogólniej mówiąc, przywykli do swego śmierdzącego przeznaczenia. Są to ludzie pogrążeni w niemocy, skupieni na błahostkach (zbudowanie szopy dla starucha, zalepienie nieistotnej dziurki błotem itp.).
Inni skupiają się na powtarzaniu tych samych czynności - nawet jeśli nie mają większego sensu - czyniąc z nich istotę swego istnienia.
Stary Hu Trzeci cały dzień stał przy studni za domem i ciągnął wodę zardzewiałym starym wiadrem pełnym dziur. Za każdym razem, gdy wiadro zbliżało się do krawędzi cembrowiny, w środku nie było już wody, więc znów je spuszczał, potem znów ciągnął, i tak bez końca. Od czasu do czasu robił sobie przerwę i wysmarkiwał nos do studni.
Każdy krąży w swoim mikroświecie, zaaferowany sobą samym. Czy mieszkańcy ulicy ze sobą rozmawiają? Ależ oczywiście. Jednak instytucja komunikacji jest u Can Xue wykoślawiona, jak zresztą wszystko inne. Próby nawiązania kontaktu kończą się zazwyczaj trojako: plotkowaniem, wymianą oklepanych uprzejmości lub powtarzaniem do znudzenia swoich kwestii, jak zacięta płyta.
To jest parodia życia we wspólnocie, to antyspołeczeństwo. Kontakty międzyludzkie sprawiają wrażenie przypadkowych i nie rządzi nimi żadna większa logika. Snujący się po ulicy Żółtego Błota ludzie wpadają na siebie jak muchy; całkowicie przypadkowo; i po chwili tego niespodziewanego kontaktu, każdy wyrusza w swoją stronę. Osobliwi są też z wyglądu: nawet w lato noszą watowane kurtki, pocąc się niemiłosiernie. Mnóstwo wśród nich kalek, staruchów, ludzi brzydkich, ciekawskich, podłych, gdzie dzieci czekają z niecierpliwością na śmierć swoich rodziców i wcale się z tym nie kryją.
Woda sięgała już ponad próg, ale żona nie ustawała w wysiłkach. Gdy w jej mózgu o pojemności łyżki do nakładania ryżu pojawiła się jakaś myśl, kobieta trwała przy niej do upadłego, zawzięta jak dżdżownica wciskająca się w ziemię.
A gdy któryś z nich znika nagle, nie są podejmowane żadne akcje, nikt nie organizuje poszukiwań. Negacja. Człowiek wołający o pomoc jest ignorowany. Człowiek, który zniknął - czy to na pewno był człowiek? Czy on w ogóle istniał? Takie pytania padają w pierwszym dniu, a w drugim nikt już o nieobecnym nie pamięta. Zupełnie jak błotko, które po wyciągnięciu zeń patyka, natychmiast odbudowuje poprzednią strukturę. To jedna wielka literacka negacja.
![]() |
| Fragment powieści. (fot. Milczenie Liter) |
Kolejne strupieszałe elementy tej scenografii zmieniają się jak w kalejdoskopie: popiół spadający z wiecznie zasłoniętego nieba, przeraźliwe upały, tumany kurzu, mocny wiatr, który zepchnął do studzienki kanalizacyjnej oślepionego kurzem przechodnia, dziwne sny, wyrastające wszędzie mięsiste, czarne grzyby… A wśród nich uwięzieni na tej paskudnej ulicy, bohaterowie książki.
Stara Qi przeżuwająca w ustach uliczne błoto. Fryzjer snujący się po mieście. Skaczący na jednej nodze Qi Ergou.
Znów pojawił się fryzjer z wytrzeszczonymi oczami, krążył po ulicy aż do późna w nocy i pukał brzytwą do wszystkich okien, aż dzwoniło, a ludzie umierali ze strachu. Gdy tylko się rozwidniło, wyskoczyli z łóżek i pierwsze, co zrobili, to sprawdzili zamki okien i drzwi.Ulica Żółtego Błota to bez wątpienia książka obrzydliwa, lecz - na swój pokrętny sposób - także fascynująca.
Być może przy drugim podejściu zrozumiałbym więcej, zachwycił się niuansami… Jednak na tę chwilę nie mam ochoty zbliżać się do tej książki. Już przy pierwszej lekturze miałem wrażenie, że gniję i łażą po mnie robaki.
Chciałbym z przekory zaprzeczyć wielu opiniom, ale zamiast tego potwierdzam: tak, to nietypowa, obleśna i brudna proza. Zupełnie inne doświadczenie, niż napisany wiele lat później Tajemniczy pociąg, choć łączy je groteska, surrealizm, chaos i swego rodzaju elitarność. Elitarność wyśrubowana do granic możliwości, ponieważ jedyną osobą na świecie zdolną odszyfrować tę książkę, jest jej autorka. Can Xue.
W pisanej przez cztery lata Ulicy Żółtego Błota wystawia poczucie estetyki czytelnika na ciężką próbę. Jak podstępne spa, w którym zamiast wykupionego wcześniej masażu zaoferowano taplanie się w odchodach. Nie jestem przekonany, czy za tym wszystkim kryje się coś więcej.
Pewnego ranka Stara Song weszła do kuchni z muchami przygotowanymi do smażenia – po zebraniu ich z łapek obrywała im głowy i skrzydełka – i gdy otworzyła drzwi, zobaczyła bulgoczącą czarną wodę z pływającymi po powierzchni dużymi kawałkami skrzepniętej krwi. W głębokiej do kolan wodzie leżał trup jej ojca. Od smrodu krwi zakręciło jej się w głowie (…), a zwłoki miały dziwnie uchylone usta, w których widać było zaczernione żółte zęby.




Komentarze
Prześlij komentarz
Jeśli recenzja lub książka wzbudziła w Tobie jakiekolwiek emocje - nie wahaj się, SKOMENTUJ :)