KŌBŌ ABE - Kobieta z wydm [recenzja #164]
Powieść o piasku. Obie rzeczy ponadczasowe.
***
OCENA:
Gdyby twórcy gry Mortal Kombat szukali atrakcyjnego pseudonimu dla nowego wojownika w kolejnej części bijatyki – Niki Jumpei nada się idealnie. Brzmienie sprężyste, dynamiczne – wyobraźnia od razu podsuwa obraz nieustraszonej góry mięśni, wojownika co się zowie.
Jumpei – bohater Kobiety z wydm, najsłynniejszej książki Kōbō Abe, bez wątpienia ma w sobie coś z wojownika. 31 lat, niziutki i szczupły. Przerzedzone włosy zaczesane do tyłu. Wyobrażam sobie jeszcze więcej: widzę Nikiego jako typowe chuchro; wątłego, żylastego, sękatego mężczyznę.
Jumpei to także typowy przedstawiciel „człowieka szarego” – zwyczajnego, nudnego mężczyzny, którego główną życiową misją są potyczki z codzienną rutyną. Poza tym – nauczyciel i miłośnik owadów.
Pewnego sierpniowego dnia wsiada w pociąg, nie mówiąc nawet żonie gdzie dokładnie jedzie.
Zamiłowanie do insektów i żyłka badacza prowadzą Nikiego do nadmorskiej wioski. Tam, szukając nieodkrytych jeszcze gatunków owadów, Jumpei zatrzymuje się na dłużej - chociaż chciał tylko na jedną noc. Gościny udziela pewna samotna kobieta, mieszkająca w jamie wydrążonej głęboko w piasku. Gdy następnego dnia rano drabina, którą zszedł, zniknęła – mina mu rzednie. Stopniowo dociera do niego, że stał się więźniem. A w zasadzie kimś więcej – nowym mieszkańcem wioski. Zapomnianej przez świat, żyjącej ze sprzedaży piasku, który nieustannie zasypywał wioskę. Mieszkańcy toczą swe żywoty w lichych chatynkach i piaskowych dziurach, codziennie odsypując nadmiar piasku do specjalnych koszy, wyciąganych na powierzchnię za pomocą lin.
W „nagrodę” otrzymują pożywienie, wodę, czasem jakiś smakołyk – tą samą drogą. Jeśli przestaną – zostaną zasypani przez piasek lub – nie wiem, co gorsze – umrą z pragnienia.
To jest dobre:
Mężczyzna nie dał poznać po sobie, że zniecierpliwiła go wymiana tych zdań (…) – roześmiał się serdecznie, pokazując białe zęby. Podpuchnięte oczy skryły się całkowicie w fałdach skóry. Rzeczywiście, wyglądał zupełnie jak ta wstęga Möbiusa. Zarówno w dobrym, jak i w złym sensie. A z tej dobrej strony zasługiwał na pochwałę i szacunek.
Kuszą go wydmy, gdzie mogą się kryć nieznane gatunki owadów. Jumpei jest podekscytowany swoją ekspedycją badawczą; jeszcze nie wie, że nigdy z niej nie wróci. Zostaje uwięziony w domu pułapce, z którego desperacko próbuje uciec. Magnetyczna siła tajemniczej kobiety, z którą z konieczności mieszka, sprawia jednak, że to, co dotąd było przekleństwem, staje się sensem jego życia. Walka z niszczycielską potęgą piasku, bezsensowny wysiłek, prowokujące zachowanie kobiety i skomplikowane relacje między nią a bohaterem bardziej przypominają senne majaki niż rzeczywistość. Czy można jeszcze wrócić do normalnego świata?
![]() |
Fragment powieści. (fot. Milczenie Liter) |
Skoro zamieszkał z kobietą – nieważne, czy sam tego chciał, czy nie – powinien jej pomagać. Ale to nie takie proste: Jumpei nie widzi żadnego sensu w odpiaszczaniu jamy; tym bardziej, że w nocy wiatr naniesie kolejne warstwy piasku i następnego dnia robotę trzeba będzie powtarzać. I tak bez końca.
Buntowałem się razem z Jumpeiem. Cóż to za syzyfowa, bezsensowna egzystencja – miałem ochotę zakrzyknąć. Tylko, czy nasze istnienie czymś się od niej różni? W kontekście walki z codziennością – chyba nie. Sprzątamy tylko po to, by się znowu pobrudziło; myjemy naczynia, by następnego dnia je znowu zapaskudzić. Nieprzyjemna konstatacja.
Wszyscy trafimy do piachu dopiero po śmierci – Niki Jumpei dokonał tego za życia, wyprzedzając swoje przeznaczenie.
***
Co mnie zaskoczyło?
W kilku miejscach padają cierpkie słowa o nauczycielach. Patrzcie:
Rzadko spotyka się istoty tak zżarte bakcylem zazdrości jak nauczyciele. Uczniowie dorastają rok za rokiem i odpływają jak woda w rzece, a nauczyciele tkwią w miejscu jak głazy zagrzebane na dnie tej rzeki. Choć w innych wzniecają marzenia, sami nie mają o czym śnić. Czują się porzuceni niby przedmioty bezwartościowe i albo masochistycznie skazują się na samotność, albo stają się rycerzami wątpliwej cnoty, węsząc ustawicznie za skandalikami.
Spodziewał się, że jego nieobecność w pracy zaniepokoi nauczycielską brać. Jednak koledzy i koleżanki nie robią absolutnie nic. Jakby nie zauważyli jego braku, jakby Niki Jumpei nigdy nie istniał. Jumpei miał żonę, ale jest ona wspomniana tylko przez chwilę, a jego zniknięcie zgłosiła na policji matka.
![]() |
Kōbō Abe. (źródło: www.nippon.com) |
I tu dochodzimy do kolejnego ciekawego wątku. Bo kto wie, może ta pogoń za owadami jest tak naprawdę wyprawą poszukiwawczą, ale w zupełnie innym celu. Może kobiety? Niektóre zachowania piaskowej lokatorki, ba! – nawet jej pozycje – przypominały żywo zachowania owadów. Może więc tak naprawdę Nikiemu Jumpei doskwierała zwykła ludzka tęsknota, pragnienia bycia zrozumianym, szanowanym i kochanym?
Autor gdzieniegdzie poukrywał subtelne aluzyjki, które mogłyby sugerować zasadność takiej tezy.
Dopiero, gdy się oddalił od kobiety, zdał sobie sprawę, jak niebezpiecznie jest przebywać obok niej. Nie, oczywiście niebezpieczna była nie sama kobieta, lecz chyba ta jej dziwna pozycja. Nie widział jeszcze nigdy czegoś tak nieprzyzwoitego. (…) Jest takie określenie – „spazm udawanej śmierci”. Pewien typ owadów i pająków, gdy zostaje zaatakowany, popada właśnie w ten stan. To stan paraliżu.
Kobieta wygięła mocno do spodu palce nóg. Wyglądały jak ssawki remory.
Zresztą, wydmowa kobieta nie jest wcale taka bidulką. Nie znamy nawet jej imienia.
To złożona osobowość, ciężko ją rozgryźć. Nie chce wejść do żadnej szufladki. Z pewnością jej życie do łatwych nie należy, ale sama sobie wybrała taki los.
Wie, że jeśli przestanie odgarniać dom z piasku, nie dostanie od znajdujących się gdzieś u góry dozorców jedzenia ani picia. Ale jej umysł nie patrzy szerzej: nawet nie zakiełkowała w niej myśl o ucieczce, o życiu gdzie indziej, w inny sposób.
Uczciwa też do końca nie jest – okłamała Jumpeia – chociażby wtedy, gdy błędnie podała mu miejsce zakopania kości swego męża, który rzekomo umarł gdzieś na dole, wśród wydm.
Kadr z filmu "Kobieta z wydm" w reżyserii Hiroshiego Teshigahary z 1964 roku. Film otrzymał specjalną nagrodę jury na festiwalu w Cannes. (źródło: www.filmweb.pl) |
Oczywiście sam Jumpei też nie jest bez winy. Usprawiedliwia go jednak – przynajmniej częściowo – sytuacja w jakiej się znalazł. Szukał tylko noclegu i nowych gatunków owadów; tymczasem życie spłatało mu figla. Został złapany i uwięziony, wbrew swojej woli stał się częścią ekosystemu owej nadmorskiej wioski.
W Kobiecie z wydm dzieję się wiele, ale tylko wewnątrz bohaterów. Buzują emocje, od ekstazy przez zdziwienie, po zwątpienie. Kiełkują nieporadne próby rozmowy i nawiązania nici wzajemnego zrozumienia. Jumpei jest najpierw ciekaw nowego miejsca, a im dłużej w nim przebywa, tym intensywniej przeżywa kolejne stany psychiczne: ekstatyczną chęć ucieczki, ślepą wściekłość, głębokie zwątpienie. W niesamowicie bolesnym procesie, który czytelnik obserwuje z bliska, nadzieja na zostanie słynnym odkrywcą przeobraża się w apatię i zapomnienie.
Gdzieś od połowy książki Abe wprowadza wewnętrzne dialogi między dwoma stronami osobowości Jumpeia, a może Jumpeiem i narratorem/autorem?
Piasek…
Wszystko, co posiada formę, jest ułudą. Jedynie pewny jest ruch piasku, negujący wszelkie formy…
W tej maleńkiej jamie, zasypywanej codziennie przez piasek, Abe zmieścił bardzo dużo. Widzę tam lęki i nadzieje każdego człowieka, widzę potyczki i dylematy, które prędzej czy później osaczą i nas. Nie chodzi tylko o pogoń za marzeniami, ale także – a może przede wszystkim - o nieuchronną konieczność mierzenia się z identycznymi poniedziałkami, podobnymi wtorkami i powtarzalnymi środami.
Może właśnie dlatego za każdym razem, gdy przechylałem się przez krawędź, spoglądając w dół jamy, ktoś sypał mi piaskiem w oczy. I chociaż szybko wstawałem, otrzepując się zawzięcie, kilka ziarenek zawsze zostawało.
Zgrzytały nieprzyjemnie, powodując dyskomfort i rozdrażnienie.
A zakończenie? Kobieta z wydm mogła się skończyć tylko w jeden sposób. Mimo to, byłem zaskoczony i, hmm… rozgoryczony? Czy to się naprawdę musiało tak skończyć?
Jeszcze jeden kadr z filmu. Rolę tytułowej kobiety z wydm grała Kyōko Kishida. (źródło: www.filmweb.pl) |
***
Kobieta z wydm to powieść uniwersalna, która za sto lat będzie nadal aktualna. Kawał pierwszorzędnej literatury, ścisła czołówka w kategorii chrzęszczących, zgrzytających powieści.
Ciekawostka dla wszystkich literatów - okazuje się, że piasek to świetna baza do wszelakich życiowych metafor, filozoficznych rozważań i lotnych konkluzji. Prawie każda figura stylistyczna zdaje się mieć więcej głębi, jeśli nawiążemy do piasku:
Wystarczy, że zamiast "W jego życiu piętrzyły się problemy", powiemy:
"Jego problemy piętrzyły się niczym usypane złośliwym wiatrem wydmy: tak kruche, a jednak niezniszczalne", i od razu budzimy w sobie wewnętrznego Paulo Coelho.
Rozgadałem się. Ale konkluzja jest myślę oczywista: książkę polecam bardzo, bardzo.
Na koniec jeszcze raz oddaję głos autorowi, który posłuchał mojej rady o piaskowych metaforach:
Ten obraz wiecznie ruchomego piasku wywarł na mężczyźnie niesłychanie silne wrażenie. Jałowość piasku (…) to wynik ciągłego ruchu, który sprawił, że żadna z istot żywych nie mogła się na piasku osiedlić i żyć! I jakże tu porównywać lotny piasek z ponurą egzystencją człowieka, który kurczowo trzyma się jednego miejsca? Piasek nie jest na pewno odpowiednim siedliskiem do życia. Czy jednak nieruchomość jest absolutnie koniecznym warunkiem istnienia?
Komentarze
Prześlij komentarz
Jeśli recenzja lub książka wzbudziła w Tobie jakiekolwiek emocje - nie wahaj się, SKOMENTUJ :)