Opowieści niesamowite z języka polskiego [recenzja #46]



Zaskakująco wyśmienity zbiór.

***


📕 WYDAWNICTWO: Państwowy Instytut Wydawniczy
🕒 ROK WYDANIA: 2021
📖 ILOŚĆ STRON: 644

OCENA: 

   
  


Jest coś w człowieku, co nie może być odgadnionym i co nas prowadzi do chęci nabycia nadprzyrodzonych wiadomości. To wszystko, czego zrozumieć nie możemy, ma dla nas niezwyciężony powab. (…) Zdaje nam się, że widzimy, słyszymy, a gdy dojdziem źródła mamiącej przyczyny, żałujemy, żeśmy się dowiedzieli, iż nic w tym nadprzyrodzonego nie ma.

Antologię powyższym cytatem otwiera Anna Mostowska, kobieta światowa (bywała we Włoszech, Anglii czy Francji), tłumaczka i autorka opowiadań spod znaku grozy. Dzisiaj prawie zupełnie zapomniana, pozostaje w sferze zainteresowań jedynie garstki fanatyków. Przewrotne zakończenie, fabuła poprowadzona z kobiecą subtelnością dodają uroku tej drobnej powiastce i muszę przyznać, że broni się ona nawet po tylu latach. Strachu nie było, zameczku w zasadzie też nie, ale jest ok.


Krasiński – cóż za zaskoczenie! W szkole powtarzali, że to wielki pisarz, ale Nie-Boską Komedię ledwie dałem radę przeczytać. Kłania się tu rodzimy system edukacji i fatalny wręcz dobór lektur w czasach, gdy byłem młodszy. Tymczasem okazuje się, że ów nudziarz, obrzydzony do granic możliwości przez nadgorliwych nauczycieli, fascynował się we wczesnym okresie twórczości powieścią gotycką i to właśnie z tego czasu pochodzą zaprezentowane w tomie dzieła: niezły Zamek Wilczki i jeszcze lepszy, pełen krwi, mściwej nienawiści, tragizmu i nieoczywistych postaci (karzeł Gondo!) Mściwy karzeł i Masław, książę mazowiecki. Byłem szczerze zdumiony. Dziękuję PiW oraz odpowiedzialnemu za wybór opowiadań Piotrowi Pazińskiemu za odczarowanie Krasińskiego.

Jan Barszczewski. Zamieszczone opowiadanie pt. Włosy krzyczące na głowie ukazało się drukiem w czterotomowym składaku pt. Szlachcic Zawalnia czyli Białoruś w fantastycznych opowiadaniach, drukowanym w latach 1844 – 1846. I choć od tego czasu minęło ponad 170 lat, historia o włosach starzeje się nadzwyczaj godnie. Ma w sobie wszystko to, co lubię: karczmę, tajemniczego gościa, dziwnego starca i niewymuszony autentyzm.

Ilustracja ze "Szlachcica Zawalni..."
(za: www.belsat.eu)

Józef Korzeniowski. Zaraz zaraz, TEN Korzeniowski? Wprawdzie mrok i groza nie były Josephowi Conradowi obce (vide klasyczna, wciąż świetna nowelka pt. Gospoda pod dwiema wiedźmami), ale nie słyszałem jak dotąd o opowiadaniu Narożna kamienica. Szybko okazało się, że jestem całkowitym ignorantem, nie dopuszczając myśli o istnieniu innych Józefów Korzeniowskich. A jednak, niezależnie od mojego haniebnego zaniedbania, inne Józefy Korzeniowskie istniały i nawet napisały dobre rzeczy. Narożna kamienica czaruje świetnym klimatem i choć szybko domyśliłem się, kto jest kim i do jakiego finału zmierza ta historia, dobre pierwsze wrażenie pozostało. Warto wspomnieć o plugawym mężczyźnie w kapeluszu – ta postać, jako jedyna z całego zbioru, przyprawiła mnie o gęsią skórkę.

Jest też Leśmian, jest i Reymont, który przez wiele lat swego życia flirtował z okultyzmem i tzw. wiedzą tajemną. Jest pionier polskiej fantastyki, Antoni Lange, w szaradowo-kryminalnym wydaniu. Jest i Mirandola, którego Ulica dziwna zaskakuje oryginalnym pomysłem na zawiązanie akcji. Bohaterem opowiadania jest pracownik biura telegraficznego. Gdy wraca do domu, jego uwagę przykuwa woda kapiąca z kranu. Rytmiczne kap-kap w umyśle telegrafisty układało się w adres: ulica Dziwna 36. Czy to zwidy i majaki zmęczonego pracą mózgu? A może… coś się za tym kryło? Może coś chciało do niego przemówić? Gnany jakimś dziwnym przeczuciem, bohater wychodzi z domu i…

Stefan Grabiński. Polski arcymistrz grozy, o którym wiele już napisano, i który – będę się upierać – w większości swych opowiadań prezentuje poziom absolutnie światowy.  

Baliński. Kolejne odkrycie. Tytuł historii w oczywisty sposób nawiązuje do Zagłady domu Usherów Poego, ale Baliński ma swoje ambicje, snuje inną opowieść i wydeptuje własną literacką ścieżkę. Zżera mnie wręcz ciekawość, by poznać jego pozostałe nowele, zebrane w zbiorach Talizmany i wróżby oraz Miasto księżyców. Koniec rodziny Jasnych opowiada historię przedziwnej rodziny, zawieszonej jakby w niebycie, uwięzionych w szklanej bańce własnych urojeń i przyzwyczajeń. Na zaproszenie głowy rodziny, Zygmunta Jasnego, narrator przybywa do kresowego dworku, położonego na uboczu. Koniecznie trzeba się przekonać, co stało się dalej…

Znowu rozpętał się po całym domu ów jednostajny szum i pogwar, zdawało się, że lada chwila roztworzą się drzwi na oścież i jak wichura wpadnie tłum służby czy domowników, nierozumnie śpieszący, biegnący. Atmosfera stała się tym przykrzejsza, że wyrwało mi się mimowolne zapytanie:

- Kto więcej mieszka w tym domu? Zdaje mi się, że dom jest przepełniony…

Wszyscy milczeli, ale wielkie oczy sowiej ciotki usiłowały mi tłumaczyć, że zapytaniem tym zrobiłem wszystkim kłopotliwą przykrość.


Barbara Kaczmarowska Hamilton - Portret Stanisława Balińskiego
(za: www.przeglad.co.uk)


Na osobny akapit zasługuje też Jerzy Sosnkowski. Dla mnie jedno z największych odkryć: dwie historie, obie związane z przestworzami i samolotami, obie potrafią autentycznie przerazić. Gdyby Dan Simmons pisywał opowiadania, mogłyby przypominać Ducha Białego Szczytu. Akcja trzyma w napięciu od początku do końca: zawody lotnicze, jedno z zadań to lot nad owianym złą sławą Białym Szczytem. Wylatuje jeden pilot po drugim, sami mistrzowie swego fachu. Mijają godziny, nie wraca żaden z nich…   Świetna rzecz!

Ilustracja Sosnkowskiego do jednego z własnych opowiadań
(źródło: "Naokoło świata")


Meissner. Gdzieś tam w odmętach pamięci kojarzyłem go z lotniczymi opowiastkami. A tu proszę! Meissner flirtował także z niesamowitością i tajemnicą. Hangar nr 7 jest naprawdę dobry. Stróż nocny Łubiak to porządny człowiek. Alkoholu nie tknie. Gdy więc oznajmił, że w hangarze nr 7 straszy, nie wyśmiano go od razu. Tym bardziej, że hangar rzeczywiście stał na uboczu, trafiały do niego zepsute części samolotów. Tuż za płotem las i cmentarz żydowski… Co kryje się wewnątrz hangaru?

Bruno Schulz to klasa sama w sobie i osobna historia. Gdybym nie znał wcześniej Sanatorium pod Klepsydrą, byłbym zachwycony. Ale znam i w zasadzie… nadal jestem zachwycony. Jeśli jakimś cudem, nie znacie jeszcze Sanatorium… to marsz do biblioteki! Będziecie zachwyceni onirycznym, dziwnym światem, który wyczarował Schulz, przedziwnymi bohaterami (doktor Gotard) i wydarzeniami. To jest po prostu literacki majstersztyk. I faktycznie: nastrój grozy i tajemnicy jest tutaj wszechobecny, chociaż nie był on dla Schulza celem samym w sobie.

Lem. Kolejny gigant, na którym trudno się potknąć. Twórczość Lema znam niestety wybiórczo, nie wiem, czy napisał coś, co do kategorii „niesamowitości” pasowałoby bardziej, ale nie mogę nic zarzucić dokonanej selekcji. Terminus zadaje ważne pytania o naturę człowieczeństwa, zaś fragment wspomnień Ijona Tichego wręcz idealnie wpisuje się w konwencję zbioru niesamowitych opowieści. Tichy wybiera się na wycieczkę za miasto i błądzi w lesie. Uciekając przed ulewnym deszczem, trafia do tajemniczego domu, położonego na uboczu. Te krótkie opowiadanie jest małym dziełkiem sztuki. Bawi, dostarcza rozrywki, budzi grozę i stymuluje szare komórki. A zakończenie wręcz ociera się o perfekcję.

Kadr z filmu "Profesor Zazul"
(za: Filmoteka Polska)


Oczywiście, przy tak wielkich rozmiarach, oczywistym jest, że prędzej czy później pojawią się też słabsze momenty. Należy do nich tchnące tanim dydaktyzmem opowiadanie pt. Seans Józefa Tyszkiewicza, przewidywalne i dość typowe legendo-baśnie Romana Zmorskiego, czy bulgocząca nadętym intelektualizmem Dola Franciszka Mirandoli. To jednak nieliczne ziarna, które na mojej glebie plonu nie wydały.

Zastrzeżenia budzi też wstęp Piotra Pazińskiego – sam w sobie ciekawy i  dobrze napisany, zawiera niestety streszczenia niektórych opowiadań i zwyczajnie psuje lekturę. Co za przyjemność z czytania np. Terminusa, gdy wiem co się mniej więcej w nim wydarzy, ba! – została mi nawet zasugerowana interpretacja. Osobiście radzę na początku ominąć wstęp i wrócić do niego dopiero po zakończeniu lektury.

Na pochwałę zasługuje natomiast wydanie: twarda okładka, pachnący papier (tak jest!) i starannie zredagowane noty o każdym z autorów. Brawo!

Gdybym miał wybrać 6 najlepszych opowiadań, byłyby to:

1. Schulz – Sanatorium pod Klepsydrą,

2. Grabiński - Czad,

3. Sosnkowski – Duch Białego Szczytu,

4. Baliński – Koniec rodziny Jasnych,

5. Lem – Ze wspomnień Ijona Tichego III,

6. Krasiński – Mściwy karzeł.

Wybór bardzo trudny, bo niby dlaczego miałbym nie uwzględnić Narożnej kamienicy Korzeniowskiego, Hangaru nr 7 lub Dziwnego pasażera Meissnera, czy Włosów krzyczących na głowie Barszczewskiego?

Czy opowieści te potrafią przerazić? Niektóre tak. Większość poprzestaje „tylko” na odmalowaniu nastroju tajemnicy, aury niepokoju, próbując ją niejako oswoić poprzez umieszczenie akcji wydarzeń w szarej codzienności, w zwykłym mieście, wśród zwyczajnych ludzi.

Ale tu nawet nie o to chodzi, żeby się bać: na pierwszy plan wysuwa się wartość edukacyjna antologii. Kto wcześniej słyszał o Stanisławie Balińskim, Janie Barszczewskim, czy Wacławie Filochowskim ? Kto zdawał sobie sprawę, że w naszym polskim języku powstało tyle perełek spod znaku niesamowitości i grozy? Kto był świadom, że Krasiński pisał makabryczne opowiadania? Otóż to: nikt, lub prawie nikt. Drugi aspekt edukacyjny to inspiracja. Mnie osobiście zbiór PiW-u zachęcił do wzmożonych poszukiwań. Mam ochotę na więcej, chcę poznać pozostałe historie grozy od Meissnera, Balińskiego, Korzeniowskiego, czy Sosnkowskiego. Opowieści niesamowite spełniają swoją edukacyjną rolę znakomicie, a niejako w bonusie czytelnik otrzymuje porcję czarnych wrażeń: strachu, niepokoju i wypaczonej rzeczywistości. Ów eliksir smakuje znakomicie, ponieważ stworzony został z najwyższej jakości składników. Sam sprawdziłem. Wybrano naprawdę perełki, najlepsze z najlepszych. Wydanie kilkudziesięciu złotych na tak dopracowany produkt jest nie tylko obowiązkiem, ale i prawdziwą przyjemnością.

Inspirująca, starannie wyselekcjonowana kolekcja opowieści niesamowitych, które nie tylko czarują naszą polską mową, ale najzwyczajniej w świecie dostarczają rozrywki, nieraz bardzo wyrafinowanej. Jestem zaskoczony poziomem tego wydawnictwa i każdemu miłośnikowi grozy rekomenduję tę pozycję bez najmniejszego wahania.


Tajemnica leży zawsze między liniami.
   Stanisław Baliński

 


Komentarze

Copyright © MILCZENIE LITER