WOJCIECH GUNIA - Powrót [recenzja #51]

 


Nikczemność dnia codziennego

***


📕 WYDAWNICTWO: Wydawnictwo IX
🕒 ROK WYDANIA: 2020
📖 ILOŚĆ STRON: 358


      OCENA:         

  

Istnienie Wojciecha Guni jest gratką dla czytelników przekornych.

Z przyjemnością rzucą się oni na twórczość Polaka, lepką od pochlebnych recenzji, napęczniałą od komplementów i zachwytów.

Czytelnik przekorny ma w takiej sytuacji ogromną chrapkę na przebicie tych buzujących bąbli chwały i doprawienie bytu książki odrobiną żółci i ropy. A że sam siebie zaliczam do grona tych przekornych, poza tym mam słabość do opowieści grozy – musiało w końcu dojść do spotkania z prozą Guni.


Zatem: Powrót, to debiutancki zbiór autora. Zawiera 14 opowiadań o przeciętnej długości 24,6 strony. W tym garść kilkustronicowych miniaturek (Syn, Ostrza czy Susza), kilkudziesięciostronicowe historie (Wezwanie, Zachwyt, czy Spisek), a nawet mini-powieśc: tytułowy Powrót.

Wydany pierwotnie w 2014 roku, ponownie w 2020 przez Wydawnictwo IX. Wydanie staranne: okładka ze skrzydełkami, ciekawe wprowadzenie, klimatyczna okładka. Staranne, ale nie perfekcyjne: rażą trochę źle ucięte strony, czy tylna okładka, sąsiadująca bezpośrednio z ostatnią stronicą opowiadania. Pierwszy raz widzę coś takiego.

Przyjrzyjmy się zawartości.

Niektóre opowiadania nie posiadają żadnej fabuły, przypominają jakąś obserwację, zapisek na marginesie starego notesu. Te z fabułą są jednak lepsze.

Wezwanie i Bardzo długo była tylko ciemność (może też Powrót) to absolutne perełki. Klimatem dorównują najwybitniejszym dziełom swego gatunku. Tylko niewiele ustępują im: Spisek, Zachwyt i Ojciec.

W Wezwaniu bohater otrzymuje w nocy nakaz stawienia się w urzędzie miasta, w niewiadomej sprawie. Okazuje się, że nie on jedyny. Podobno Burmistrz zaniemógł, a miasto zaczyna pogrążać się w marazmie. Jaką tajemnicę kryją za sobą drzwi urzędu? Dlaczego ludzie masowo opuszczają miasto? Inteligentna, trzymająca w napięciu historia, pełna mroku i grozy.

Przykładowa sceneria przykładowego opowiadania Guni
(źródło: www.pxfuel.com)

Bardzo długo była tylko ciemność – grupa ludzi zostaje wywieziona do innego miasta, gdzie, wśród wszechobecnej ciemności, przydziela się im zadanie drążenia podziemnych korytarzy. Nic tu nie jest takie, jak powinno. Czy próba ucieczki ma rację bytu?

Krążą legendy, że górnicy, którzy drążyli korytarze, nigdy nie wyszli na zewnątrz. Wnętrze góry stało się ich domem. Żyli w niej rodzinami, płodzili dzieci, z upływem czasu przystosowując się do życia w ciemnościach. (…) Ten brak światła, ta ciasnota, sprawiły, że ludzie zamieszkujący górę wyrodnieli. Najsłabsze dzieci umierały (…). Te, które przeżyły, wyrodniały dalej, wraz z kolejnymi pokoleniami, do postaci dziwnych, humanoidalnych stworzeń. Odciąwszy się od cywilizacji na zewnątrz, stworzyły własną, mrówczą cywilizację.

Fascynuje mnie w prozie Guni ta niejasna granica między „naszym” a innym światem. Bohaterowie jego opowiadań robią przecież wszystko to co my: jadą pociągiem, wsiadają na swojej stacji, chodzą do pracy, odwiedzają znajomych, uczęszczają na kółka literackie, spacerują, wchodzą do antykwariatów. A potem nagle - nie wiadomo dokładnie kiedy - znajdują się już po drugiej stronie, chociaż formalnie nie zmieniło się nic: pociąg jak jechał, tak jedzie.

Gunia jest jak uporczywy, letni pot. Zaczyna od normalności, chłodnej narracji, by z każdą kolejną stroną wsączać w pory czytelnika swą mroczną truciznę. To niemal fizyczny, odczuwalny brud.

Ciszę opuszczonej restauracji rozdarło brzęczenie much. Poczułem wzrastającą falę obrzydzenia i puściłem się biegiem przez ciemny korytarz, ku wyjściu.

W sali restauracyjnej wciąż siedzieli nieliczni klienci.

- Restauracja jest opuszczona! Nie czekajcie! – krzyknąłem zziajany, z trudem tłumiąc torsje wywołane widokiem zgnilizny, ale nikt nawet nie spojrzał w moją stronę. Podszedłem do siedzącej najbliżej kobiety i położyłem rękę na jej ramieniu. Nie odwróciła się. Podniosłem szerokie rondo jej ozdobnego kapelusza. Twarda skorupa pokrywająca twarz oraz sztywność włosów odsłoniły tajemnicę ciągłego milczenia i bezruchu tych ludzi. Za stolikiem siedział manekin.

Inny świat kryć się może wszędzie: na kolejowej stacji, w piwniczce kamienicy czy na strychu własnego domu. Chowa się w wąskiej uliczce, zatęchłym sklepiku, w Tobie i we mnie. Ta szczelina, owe zakrzywienie rzeczywistości, nie jest ogłaszane fanfarami i gromami z nieba. Nie jest widoczne z daleka. Nadchodzi niepozornie, krok po kroku, gdzieś niezauważalnie na drugim planie. Nawet się nie zorientujemy. To samotność w tłumie, mrok pod latarnią, inność w normalności.

Warszawskie manekiny w czasach PRL-u
(źródło: Narodowe Archiwum Cyfrowe)

To nie są, infantylne czasami, „historie z dreszczykiem”. To literatura głęboka, dotykająca poważnych problemów, zamaskowanych płaszczykiem grozy i niesamowitości. Inspiracje? Kto wie, czy jedną z nich nie jest Stanisław Baliński. Jego opowiadanie Schody jest jakby żywcem wyjęte z Powrotu, w niektórych momentach przypomina tytułowe opowiadanie zbioru. Czuć także inspirację Ligottim, czy Bruno Schulzem. Ale wiecie co? Przereklamowanego Ligottiego to Gunia zjada na śniadanie.

Do pełni szczęścia zabrakło mi subtelnego okrojenia zawartości. Ze 2-3 opowiadania bym wyrzucił. Absolutnie nie przekonują mnie niektóre z wypełniaczy (np. Ostrza), a Ogród, nocne niebo (najsłabsze opowiadanie) to przykład pretensjonalnej, irytującej gadaniny, z której niewiele wynika i która z niezrozumiałych powodów umieszczona została na samym końcu, zacierając nieco świetne wrażenie, tak misternie budowane na poprzednich stronicach.

Uśmiechnięty Wojciech Gunia
(źródło: profil facebookowy WG)

Zauważalna jest też słabość Guni do pewnych słów i zwrotów; w co drugim opowiadaniu będziemy więc czytać o kosmogoniach i rezonowaniu.

Jeśli chodzi o wady to… to by w zasadzie było na tyle.

Paskudna sprawa: zamiast żółci, ropy i krytyki dorobiłem kolejny medal do guniowego munduru. Ale z takim talentem, Wojciech Gunia i tak rychło zostanie (a może już został) generałem polskiej opowieści grozy / weird fiction.

***

Nikt mi przynajmniej nie zarzuci, że nie próbowałem skrytykować.


Komentarze

Copyright © MILCZENIE LITER