KAREL ČAPEK- Inwazja Jaszczurów [recenzja #162]

 


Cywilizacyjny Big Brother w stukrotnym przyspieszeniu.

***


📕 WYDAWNICTWO: Dwie Siostry
🕒 ROK WYDANIA: 2021
📖 ILOŚĆ STRON:  348


                    OCENA:                      

                

Lektura Inwazji Jaszczurów to doświadczenie głębsze niż się pozornie wydaje, wykraczające poza zwykłe czytanie książki. Stajemy się naocznym świadkiem rozwoju płazów, śledząc ich drogę od jednej zatoczki, w której zamieszkują, a znanej zaledwie garstce wybrańców, aż po światowych hegemonów, których populacja swą liczebnością wielokrotnie przewyższa ludzką. Czytając ponadczasowe dzieło Čapka przeżywamy pewien fenomen cywilizacyjny, obserwując rozwój płazów i reakcje, jakie wzbudza ów fakt w człowieczym społeczeństwie. Odbywamy więc przyspieszony kurs wiedzy o człowieku, ponieważ płazy to tylko przykrywka; to jest książka o nas, ludziach.  A, jak wiadomo, czasem łatwiej spojrzeć na odbicie, niż na samego siebie.

Nie no, muszę raz jeszcze. Zacznę drugi akapit od tej samej konstatacji, co pierwszy. Inwazja Jaszczurów w niczym nie przypomina zwykłej książki, to przeżycie wyższego rzędu. 

Mój wielki podziw budzi sposób, w jaki Čapek skonstruował tę powieść. Na bazie prawdziwego wydarzenia (odkrycie w XVIII wieku szkieletu wielkiej salamandry, który pierwotnie wzięto za szkielet człowieka z czasów potopu) stworzył wizję rozwoju salamandrów, czyli płazów, czyli jaszczurów. Upchnął w niej nieco awanturniczą fabułę (początek książki), opisy rodem z podręczników naukowych, zapisy negocjacji pokojowych, konferencji, telegramów, naukowych eksperymentów, a nawet piosenek czy artykułów prasowych. Każda kolejna strona może przynieść niespodziankę.

Wszystko to służy jak najpełniejszemu opisaniu rozkwitu społeczeństwa płaziego, w myśl zasady od pucybuta do milionera. Najciekawsze nie jest jednak obserwowanie rozwoju oślizgłych przyjaciół, lecz ich interakcje z rodzajem ludzkim. Przez większą część książki płazy są bierne i przewidywalne. Chcą tylko jedzenia, picia i miejsca do życia. Nie żądają uznania się za obywateli krajów, dla których pracują; nie chcą uczęszczać do szkół, ani być wygłaszać referatów na sympozjach naukowych. To wszystko dają im ludzie, kłócąc się o szczegóły nie z płazami, lecz między sobą. 

Jakie to prawdziwe!

Cały ten ambaras zaczyna się od kapitana van Tocha oraz niewielkiej zatoczki Devil Bay (gdzieś na zachód od Sumatry), w której, według miejscowych legend, pomieszkują dziwne dwunożne jaszczury.

Spotkanie van Tocha i Bondy'ego, ilustracja autorstwa Hansa Tichy.
(fot. Milczenie Liter) 

Gnany ciekawością kapitan van Toch nawiązuje stosunki handlowe z jaszczurami; w zamian za perły dostarcza im noże, którymi mogą się bronić i taczki do transportu materiałów budowlanych. Następnie namawia do współpracy biznesmena G.H. Bondy’ego. Tworzą spółkę, która monetyzuje istnienie płazów. Są wypożyczane innym krajom na potrzeby prac wodnych, regulacji linii brzegowych czy budowania podwodnych zabezpieczeń. Jaszczury to tania siła robocza: nie narzekają, nie spóźniają się do pracy, nie strajkują. Wystarczy im trochę wody. Każde państwo chce mieć swoje płazy. Wkrótce dochodzi do wyścigu płazowych zbrojeń. Tymczasem jaszczury rozmnażają się w straszliwym tempie, przyswajając sobie ludzkie cechy: uczą się języka, chodzą do szkół, aż w końcu jest ich już tyle, że grozi im przeludnienie. Dochodzi do nieuniknionego konfliktu interesów. I tu ciekawostka, bo samozwańczy lider jaszczurów - Chief Salamander - jest… człowiekiem. 

Jak się oczywiście każdy domyśla, cywilizacja płazów i jaszczury same w sobie są krzywym zwierciadłem. Służą jako ściółka leśna, katalizator, na tle których uwidaczniają się idealnie ludzkie słabości i grzeszki. Przy tych jaszczurach wyglądamy jak karykatury istot żywych, z przerośniętym ego i wybujałymi ambicjami.  

Nie jesteśmy nawet ciekawi zwyczajów jaszczurów, ich języka… Traktujemy ich jak rasę niższą i jeśli idziemy na jakieś ustępstwa, to tylko dlatego, by móc wykorzystać płazy jeszcze bardziej, zyskać więcej, zarobić więcej. 

Temu też służą liczne eksperymenty przeprowadzane na płazach, które nie protestują, nie walczą, milcząco poddając się woli człowieka.

Zapis jednego z doświadczeń naukowych na płazach.
(fot. Milczenie Liter)

Mistrzostwo Čapka uwidacznia się tutaj w pełnej krasie. Przebieg eksperymentów opisany jest suchym, akademickim językiem. Liczby, założenia i konkluzje. Żadnych rozpraszaczy. Dopiero, gdy wczytamy się w te relacje i pozwolimy wyobraźni działać, dostrzeżemy, jak perfidną istotą jest człowiek, znęcający się nad jaszczurami pod przykrywką prac badawczych. W imię nauki miażdżymy narządy rozrodcze płazów, proszkujemy je, głodzimy, przypalamy, polewamy toksycznymi chemikaliami i traktujemy elektrowstrząsami. Pewien hamburski uczony nazwiskiem Wuhrmann wykazał się jeszcze większą kreatywnością, nakazując płazom kręcenie korbą dniami i nocami, w całkowitej ciemności.

Aby rozrzedzić gorycz i zażenowanie zachowaniem rasy ludzkiej, Čapek używa jedynej, słusznej broni: ironii i humoru.

Ta fantastyczno-naukowa satyra skrzy się humorem, nie zawsze oczywistym.

W prasie zaczęły mnożyć się informacje o pojawieniu się nieznanych dotąd zwierząt, podobnych do olbrzymich salamander (…). Zupełnie poważne źródła informacji przytaczały te same odkrycia na wyspach Salo,ona, na Kampingamarangi, Butaritari, Tapeteuea, dalej na całym łańcuchu wysepek: Nukufetau, Funafuti, Nukunono i Fukaoftu, wreszcie aż na Hiau, Uahuka, Uapu i Pukapuka. 

Albo tutaj (uwaga, będzie politycznie niepoprawnie):

Zwłaszcza w USA bardzo modne stały się trytony. W Miami i na plażach Kalifornii młodzież kąpała się w kostiumach kąpielowych trytonów i nereid. […] Nasilił się ruch W Obronie Moralności (WOM). Doszło przy tej okazji do publicznych demonstracji, w których konsekwencji kilku Murzynów spalono, a kilku powieszono.

Mnie to śmieszy.

Albo polewka z ówczesnych naukowców, którzy z jakichś powodów podając swe inicjały, uwielbiali używać dwóch imion, by dodać sobie charyzmy i powagi. Był więc J.H. Jeans, R.A. Millikan, W. H. Bragg, czy jego syn – W.L. Bragg. 

W "The National Geographic Magazine" ukazał się biuletyn Wyprawy Naukowej Uniwersytetu w Kolumbii (wysłanej kosztem J.S. Tinckera, zwanego Królem Konserw). 

Sprawozdanie te podpisał m.in. niejaki Smith, pośród innych autorytetów w dziedzinie owadów nakrapianych, orzęsków i mszyc. Nie John Smith, nawet nie Andre Smith, tylko P.L. Smith. Prawda, że brzmi jakoś tak godniej?

Na I Kongres Płazów Ogonowych z pewnością zjechało się wielu naukowców o podwójnych imionach.
(fot. Milczenie Liter)

To jest tak prawdziwe! Uważam, że zamiast wielu niepotrzebnych, przeciętnych książek, młodzież w szkołach powinna czytać Inwazję Jaszczurów, i to jako lekturę obowiązkową.

Minus? Jeden, ale kluczowy. W tym całym galimatiasie gubi się nieraz rzecz najważniejsza: owa zwyczajna przyjemność z czytania. Dzieje się to zbyt często, dlatego „tylko” 7,5. 

Fabuła, dialogi, opisy - wszystko to znika i zastąpione zostaje opisami naukowych eksperymentów, czy jakby żywcem wyjętą z naukowej rozprawy ... Owa akademickość języka jest oczywiście uzasadniona, ale nie myślcie, że to dodatek do książki. Jest wprost przeciwnie: w Inwazji Jaszczurów "normalna" akcja jest dodatkiem i zanika dość szybko.

Kolejna jaszczurza grafika Hansa Tichy.
(fot. Milczenie Liter)

Zachwianą równowagę tego literackiego ekosystemu Čapek próbuje utrzymać w ryzach swym wizjonerstwem, humorem i unikatowym podejściem. Nie zawsze mu się udaje. 

Nie rozumiem jeszcze jednej rzeczy. Dlaczego w całej książce mowa o płazach, skoro tytuł wygraża  inwazją jaszczurów? Albo jedno, albo drugie. To tak, jakbym w Panu Tadeuszu czytał o panu Marianie.

Książka jest częścią serii „Świeżym okiem”, w ramach której wydawnictwo Dwie Siostry odświeża znane klasyki w atrakcyjnej formie graficznej. Przyjrzyjmy się więc bliżej, czy jest się czym chwalić i co podziwiać. 

Zapis jednej z konferencji. Graficzny majstersztyk!
(fot. Milczenie Liter)

Ilustracje znanego niemieckiego grafika Hansa Tichy pasują tutaj idealnie. Ticha niczym rasowy kameleon, dostosowuje stylistykę swych prac do treści książki. W momencie kręcenia filmu o płazach mamy więc komiks, początek historii kapitana van Tocha to popart, zaś walne zebranie Eksportowej Spółki Pacyfiku ilustrowane jest pisanymi na maszynie stenogramami z czarno-białymi, niewyraźnymi portretami mówców. Mistrzostwo. A jest tego jeszcze więcej – plakaty filmowe, socjalistyczne slogany wypisane na tablicach, czy obrazki stylizowane na dziecięce bohomazy. Warto przekonać się samemu. W (świetnym) posłowiu Jan Gondowicz pisze, iż w Inwazji Jaszczurów nic nie dzieje się przypadkiem. Powiem więcej: tutaj nawet żadna ilustracja nie jest przypadkowa.

Wizualnie, jest to dopieszczona, przemyślana publikacja. Na dobrą sprawę, nie trzeba tej książki w ogóle czytać, już samo jej oglądanie, dotykanie i wąchanie sprawia niebotyczną frajdę.  

I gdyby nie Albert Einstein. Listy. 1911-1932 (recenzja TUTAJ), powiedziałbym, że to najznakomitsza wizualnie książka, z jaką miałem do czynienia w tym roku.

Jest i komiks. Spoiler: nigdzie nie ma Thorgala.
(fot. Milczenie Liter)

W świecie, który każdego miesiąca zarzuca nas tłumem arcydzieł i książek roku, Inwazja Jaszczurów stanowi miłą odmianę. Taki prawdziwy klasyk, taki, którego się bardziej doświadcza, niż czyta. 

Przenikliwa satyra, która wraz z upływem lat tylko nabiera na aktualności. I tak będzie zawsze. Dlaczego? Tłumaczą to najważniejsze chyba z całej książki słowa, które padają na stronie 177:

Przyszło mi nagle na myśl, że każde posunięcie na szachownicy to stara historia i już gdzieś kiedyś ktoś je wykonał. Że i nasze dzieje już kiedyś się rozgrywały, że dziś przesuwamy figurki tymi samymi, dawnymi ruchami, zmierzając do tych samych porażek.

Wciąż kierują nami te same namiętności, wciąż popełniamy te same błędy i tak długo, jak to się będzie dziać, historia wciąż będzie zataczać koło.


Komentarze

Copyright © MILCZENIE LITER