WALTER VOGT - Kaszel [recenzja #13]


Sucha, przeciętna książka o ciekawych ilustracjach.


Podobno właściciele upodabniają się do swoich psów (lub odwrotnie). Kto wie, czy tak samo nie dzieje się z tytułami książek?

Idąc tym tropem, stwierdzić można (jednak z pewną ostrożnością), iż opowiadania Vogta mają wiele wspólnego z kaszlem:
  • suche i konkretne w treści,
  • pozostawiają po sobie pewien dysonans, swoistą literacką flegmę, którą trzeba odkrztusić,
  • w większości krótkie.

Zazwyczaj dotyczą medycyny, lekarzy, pracy zawodowej. Czytamy o leczeniu, operacjach, odchodzeniu z pracy i śmierci. Wydaje mi się, że właśnie odchodzenie (w różnej postaci) jest tutaj tematem przewodnim, z którym autor chciał się zmierzyć.

Vogt wykonał solidną lekarską robotę. Książka momentami zmusza do zastanowienia, czasem na chwilę zaintryguje, ale na dłuższą metę nie nadaje się do ponownego wykorzystania. Zupełnie jak recepta.
Hmmm.

PS. Wartością dodaną są świetne ilustracje Andrzeja Czeczota.



Świetne ilustracje Czeczota zdominowały książkę - oto jeden z przykładów
(źródło: Milczenie Liter) 

Komentarze

Copyright © MILCZENIE LITER