TOMASZ POSPIESZNY - Nowa alchemia czyli historia radioaktywności [recenzja #63]

 


Naukowiec też człowiek.

***


📕 WYDAWNICTWO: Sophia
🕒 ROK WYDANIA: 2022
📖 ILOŚĆ STRON: 620

OCENA: 

    
   
   


Monumentalna, pionierska na polskim rynku pozycja.

We wstępie do książki autor – profesor i wykładowca poznańskiego Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza - podkreśla, że starał się pisać o nauce w prosty sposób. Zrozumiały dla laika. Z kolei w przedmowie inny profesor, Bogumił Brycki, podkreśla, że Nowa Alchemia to książka dla wszystkich. Nie zgadzam się. Dla obeznanych z nauką czytelników będzie to faktycznie kopalnia wiedzy, natomiast dla totalnych laików – takich jak ja – opisy naukowe, mimo zastosowanych uproszczeń, mogą się dłużyć i pozostać niezrozumiałe.

To jedyny poważniejszy zarzut – podkreślę raz jeszcze, z punktu widzenia chemicznego i fizycznego ignoranta. Reszta to drobnostki – np. na grzbiecie książki znalazło się czarno-białe zdjęcie Ernesta Rutherforda. Pod zdjęciem niefortunnie umieszczono podpis: „Tomasz Pospieszny”. Doprawdy, niewiele trzeba postronnemu czytelnikowi by pomyśleć, że to twarz autora spogląda na nas spomiędzy tej niechlujnie uczesanej grzywki i nastroszonego wąsa. 

Nie. Ów dżentelmen na zdjęciu nie jest Tomaszem Pospiesznym.

Na tym kończę narzekanie. Przejdźmy do zalet i atutów książki, a jest ich co niemiara. Biblijnych rozmiarów opowieść o radioaktywności jest fascynującą podróżą przez początki owej „nowej alchemii”. Czujemy się, jakbyśmy byli w samym środku wydarzeń, stali obok Rutherforda w Cavendish Laboratory, słuchali rozmów Marii i Pierre’a Curie, obserwowali jak Enrico Fermi zapisuje tablicę jakimiś niezrozumiałymi formułami podczas pojedynku na skomplikowane obliczenia ze swoimi włoskimi kolegami.

Czytając książkę, należy cały czas pamiętać o jednym: przez stulecia wierzono, że najmniejszą niepodzielną cząstką materii jest atom. Protoplaści nowej alchemii stali zatem przed nie lada dylematem: postęp badań wymagał bowiem zburzenia fundamentów, na których zbudowali swoją wiedzę.


Tomasz Pospieszny z prawdziwą pasją odmalowuje reakcje badaczy w zderzeniu z nowiną o podzielności atomu. Wysadzenie w powietrze tego naukowego dogmatu u jednych wzbudziło ciekawość, u innych zwątpienie, niektórzy wręcz unosili się gniewem, podważając wyniki badań. Naukowców poznajemy od podszewki. Nie tylko ze względu na to, co odkryli i badali, ale też na to, jakimi byli ludźmi. 

W jednym z zabawniejszych fragmentów dowiadujemy się chociażby, że wybitny duński fizyk, Niels Bohr, był fatalnym wykładowcą:

Trudno sobie wyobrazić referenta gorszego aniżeli Bohr. Mówił tak cicho, że ledwie słyszeć go było można w pierwszych rzędach sali. W dużej, przepełnionej auli, w której wykład się odbył, trzeba było umieścić głośnik. Ze względu na tablice i na ruch referenta mikrofon przyczepiono mu do klapy surduta. Bohr wplątywał się nieustannie w druty, z których co kilka minut trzeba go było wydobywać. Oparty o stół, mazał go ustawicznie ścierką, mówił jakby do siebie; poszczególne słowa, wyrzucane odrębnie, nie łączyły się gładko w zdania, przerywał prelekcję krytyką swego własnego wykładu i uwagami, że nie potrafi się dostatecznie jasno wyrazić.

Wilhelm Röntgen? Nie tylko genialny uczony i dociekliwy badacz, ale też i muskularny mężczyzna, który uwielbiał górskie wędrówki.

William Ramsay, brytyjski chemik i fizyk? Zwany „uczonym romantycznym”, pisał wiersze, malował, komponował, był świetnym pianistą.

Philipp Lenard, niemiecki fizyk? Zagorzały nazista, zawistny i gniewny. Uważał, że Einstein wykradł słynny wzór E=mc² pewnemu szerzej nieznanemu aryjskiemu fizykowi.

André-Louis Debierne, fizyk francuski i wieloletni współpracownik Marii Skłodowskiej-Curie? Ekscentryczny introwertyk i samotnik. Potrafił zakończyć rozmowę z osobą, uścisnąć jej dłoń i wychodząc z pokoju, zgasić światło, całkowicie zapominając o rozmówcy pozostawionym w całkowitych ciemnościach.

Przykłady można mnożyć, ale wniosek jest jeden: naukowiec też człowiek.

Ten sprawiedliwy, daleki od idealizacji obraz uczonych powoduje, że stają się nam bliżsi niż kiedykolwiek wcześniej. To w sumie pokrzepiająca wiadomość: może nie bylibyśmy w stanie odkryć nowego pierwiastka, ale w życiu codziennym naprawdę niczym się od tych wybitnych umysłów nie różnimy. I to jest właśnie kolejna zaleta książki. Pospieszny sprowadza naukowców z Panteonu na Ziemię. Każdy profesor, choćby zdobył nie wiadomo ile Nagród Nobla, chociażby odkrył budowę atomu i rozwiązywał w głowie najbardziej skomplikowane równania, mógł jednocześnie ulegać rozsadzającej go od wewnątrz zazdrości, życzyć śmierci Żydom, czy poniżać kobiety. Ten kontrast jest tutaj świetnie widoczny.

Studenci fizyki w laboratorium Cavendish, czerwiec 1919. 
(źródło: Cambridge University Library)

Teraz słów parę o zapleczu badawczym, czyli kolejnym mocnym punkcie książki. Nowa alchemia sięga absolutu jeśli chodzi o przypisy i bibliografię. Nie spotkałem jeszcze książki, która byłaby tak dobrze udokumentowana. A składa się na to: mnogość przypisów (naliczyłem w sumie 1853, z czego wiele to krótkie mini-opowieści same w sobie), potężna bibliografia, świetnie pomyślany indeks osobowy (wytłuszczenie = ilustracja, kursywa = przypis), dokładnie opisane ilustracje, do tego mapa, wzory, słowniczek terminów chemicznych oraz krótka chronologia odkryć w fizyce i chemii jądrowej. Doprawdy, nie da się tego zrobić lepiej.

Osią „fabuły” jest oczywiście rozwój radioaktywności i skrócona historia pierwiastków promieniotwórczych, ale książka obfituje w wątki poboczne. Zaręczam, że każdy ciekawy świata czytelnik znajdzie u Tomasza Pospiesznego mnóstwo ciekawych informacji oraz potencjalnych tropów do zbadania. Jednym z najbardziej fascynujących wydaje się niewyjaśnione po dziś dzień zniknięcie genialnie zapowiadającego się fizyka, Ettore Majorany. (więcej na ten temat w recenzji książki Leonarda Sciascii pt. Zniknięcie MajoranyTUTAJ).

Wizualnie książka robi równie dobre wrażenie. Twarda okładka, świetny, pachnący papier, wyraźne i piękne fotografie, zakładki, kapitałki do zaznaczania, przejrzysty układ graficzny. Wydawnictwo „Sophia” istnieje od niedawna, ale udowadnia bez żadnych kompleksów, że znakomicie zna się na swojej robocie.

Jedna z wielu interesujących ilustracji, które znajdziemy wewnątrz książki.

Czas na podsumowanie. Tomasz Pospieszny jest na dobrej drodze do odkrycia kamienia filozoficznego w literaturze biograficzno-popularnonaukowej. Znalazł odpowiednie proporcje i z każdą kolejną książką miesza je z coraz większą wirtuozerią. Konkurencję wymiótł już dawno; teraz gra w zupełnie innej lidze i konkurować może w zasadzie tylko sam ze sobą.

Nowa alchemia to pozycja jedyna w swoim rodzaju: doskonale wydana, świetnie napisana, a przede wszystkim dająca poczucie uczestnictwa w czymś mistycznym:  w procesie wydzierania sekretów Matce Naturze. Była to dla mnie absolutnie niepowtarzalna przygoda.


Komentarze

  1. A to Pan zaskoczył. Nie spodziewałem się, że po takie pozycje również Pan sięga. Jak zwykle na tym blogu, świetna recenzja. Passus dotyczący zdjęcia na grzbiecie książki - rewelacja. Uśmiałem się!
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  2. Pozdrowienia (i podziękowania)!
    A "Nową alchemię" polecam, odświeżająca odskocznia od "zwykłych" książek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie da się ukryć, że myślę o tym. Potrafi Pan zachęcić do lektury!
      Pozdrawiam

      Usuń

Prześlij komentarz

Jeśli recenzja lub książka wzbudziła w Tobie jakiekolwiek emocje - nie wahaj się, SKOMENTUJ :)

Copyright © MILCZENIE LITER